Sztuką może być nawet liść kapusty, pod warunkiem że zobaczysz w nim piękno – jak ceramiczka Kasia Stefańska-Białek.

Pijemy kawę z ręcznie toczonych, delikatnych kubków, na których odciśnięte są ślady palców Kasi. Turkusowe kamionki wnoszą do domu blask, choć wcale nie błyszczą. Kasia nie przepada za rzeczami, które lśnią, nawet szkliwo nakłada tylko tam, gdzie to konieczne, czyli we wnętrzach mis. – Zawsze staram się zachować kolor, chropowatą fakturę, surowość gliny.

Generalnie otacza nas więc programowy brak połysku. Lny, szczotkowane drewno, ręcznie plecione dywaniki. Miks skandynawsko-polskiego rękodzieła najwyższej próby.
Kasia Stefańska-Białek była dorosła, gdy przyszło zauroczenie ceramiką. Mieszkała we Wrocławiu, a tam o to łatwo, bo przy ASP jest jedyny w Polsce Wydział Ceramiki i Szkła. – Słyszałam nawet o podziale ludzi na kamionkowych i porcelanowych – śmieje się – bo jedni piją tylko z białej porcelany w kwiatki, a inni przywiozą sobie bułgarskie gliniane czarki i są szczęśliwi. Ja należę do tych kamionkowych, uwielbiam Bolesławiec, garncarzy i festiwale rzemiosł.

Z wykształcenia jest socjologiem. Pracowała, można powiedzieć, całkiem normalnie, w agencji reklamowej. Po przeprowadzce do Warszawy zajęła się nowo odkrytą pasją i związała ze stowarzyszeniem Keramos. Razem z trzema przyjaciółkami ceramiczkami tworzy pracownię c4.

Oglądamy album ze zdjęciami Kacpra Kowalskiego, architekta, który rzucił zawód dla latania paralotnią. Z nieba robi fotki pól, rzek, lasów. Niewiele od siebie dodaje, tylko kadr, ale to wystarczy, by sady pod Grójcem albo pola maków wyglądały tak fascynująco i nierealnie jak obrazy z bajki. Kasia, zachwycona, w jego fotografiach szuka inspiracji: – Ile można osiągnąć, jeśli zmienimy perspektywę i z uwagą popatrzymy na najbliższe otoczenie. Zwyczajny liść w dużym zbliżeniu okazuje się zaskakująco niezwykły.

Sama pomysły także bierze z natury. Fascynuje ją faktura kory brzozy albo zwykłej polskiej kapusty. – To z liści robię formy dla moich mis – mówi. – Staram się zachować kształt, obrys, krawędzie. Niczego nie upiększam, nie dodaję ani nie ujmuję. Jedynie podkreślam to, co akurat mnie porusza. Każda misa to inny liść, są więc nie-powtarzalne. Modelki powinny być świeże, jędrne, żeby można było dokładnie oblepić je gliną. To trudne, bo jest ciężka, a ścianki muszą mieć grubość, żeby naczynie nie pękło w piecu. – No i te dziurki wygryzione przez gąsienice – mówi Kasia. – Niełatwo je zachować, a to taki piękny naturalny ażur.

Im bardziej misa jest ażurowa, tym większa satysfakcja. – Co można zrobić z gliną, człowiek odkrywa długo. Gdy wkładam naczynia do pieca, znowu niecierpliwie czekam, bo efektu wypału nie da się do końca przewidzieć.

W miseczkach stoją hiacynty, narcyzy, rzeżucha. Cudne domki na parapecie – efekt ceramicznych poszukiwań domu idealnego – mogą być po prostu ozdobą albo zamienić się w lampiony. Nawet Lotka, jak na psa artystki przystało, zajada z ulepionych naczynek, a nie tanich psich plastików.

Tekst: Joanna Halena
Stylizacja: Anna Olga Chmielewska, www.holartstudio.pl
Zdjęcia: Aneta Tryczyńska
Kontakt do artystki: kasiabialekceramika.blogspot.com,
Pracownia – ul. Dąbrowskiego 12/8 w Warszawie

reklama