To była miłość od pierwszego wejrzenia i jak przeważnie bywa – ślepa. Marii nie przeszkadzało, że z trzystuletniej willi ocalał jedynie dziurawy strop, kaloryfer i barokowe drzwi.

Okoliczności tego spotkania były bardzo smutne. Maria razem z mężem i synkiem przyjechała do Kowar na pogrzeb taty (wtedy mieszkali w Niemczech) i jakby nieszczęść brakowało, w drodze rozchorowało się dziecko. Sprawa była na tyle poważna, że mały trafił do miejscowego szpitala i gdy następnego dnia rodzice jechali go odwiedzić, w gąszczu bzów zauważyli piękną, choć mocno zrujnowaną willę.

Co to znaczy mocno? Wszędzie poniszczone stropy i podłogi. Żadnych instalacji, no przepraszam, zachował się jeden kaloryfer. Zalane piwnice i zdewastowane przepiękne barokowe drzwi olbrzymich rozmiarów. A w jadalni zamiast sufitu… niebo. Ale co z tego, skoro dom wyglądał zjawiskowo – klasycystyczny, o idealnych proporcjach.

– Wzywał mnie, przyciągał, chyba były w tym jakieś czary. Miałam wrażenie, że stał dokładnie tak samo smutny jak my – wspomina Maria.
– Co wy kupiliście?! Natychmiast to sprzedajcie! – załamywali ręce znajomi, którym państwo Weth pokazywali kilka tygodni później nowy nabytek – willę Smyrna.

Ten miejski pałacyk zbudowany został prawdopodobnie pod koniec XVII wieku na terenach fabryki smyrneńskich dywanów (stąd nazwa willi – od tureckiego miasta Smyrna). Często jednak zmieniał właścicieli. W latach dwudziestych XX wieku pałac zamieszkiwał dyrektor fabryki Wladymir Roucha. Po wojnie mieściły się tu biura i przychodnia zdrowia. Willa poważnie podupadła.

Nowych gospodarzy nic nie było jednak w stanie zniechęcić, a za punkt honoru postawili sobie przywrócenie domowi dawnej świetności. Udało się to w rekordowym czasie – półtora roku. Podłogi z piaskowca, choć zupełnie nowe, do złudzenia przypominają wypaczone stare kamienie. W piwnicy powstała sala rycerska, bo po skuciu wilgotnych tynków odkryli krzyżowe sklepienia i ściany. Zdobią ją kuty żyrandol i barierki. Nawiązują do czasów średniowiecza, kiedy to Kowary, wtedy osada, słynęły z kowalstwa.

A że dom państwo Weth urządzali wspólnie, główną ozdobą sieni jest motor BMW R35 z 1938 roku, który mąż Marii, miłośnik starych pojazdów, sam odnowił. Marzy, żeby w przyszłości w ogrodzie znalazło się jeszcze miejsce dla jakiegoś starego, kultowego auta.
Podczas remontu stało się jasne, że dom będzie za duży dla jednej rodziny, więc właściciele postanowili urządzić tu hotel. Na początku mieszkali jeszcze w Niemczech i wpadali do Kowar co dwa, trzy tygodnie.

– Sprawdzałam rachunki, robiłam dekoracje, a potem wracaliśmy do domu. Po paru latach mieliśmy dosyć ciągłego jeżdżenia. Zrobiliśmy rodzinny rachunek sumienia i wyszło, że pałac jest dla nas najważniejszy – opowiada gospodyni.

Zamieszkali w Kowarach na stałe. Ciągle coś jeszcze ulepszają. Będą odnawiać freski, trwa remont na drugim piętrze – powstaną tam dodatkowe pokoje w rustykalnym stylu (w przeciwieństwie do typowo mieszczańskich sypialni piętro niżej). Świeżością pachnie piwnica, w której nie sposób oprzeć się pokusie wypicia choćby lampki wina.
– Cały czas walczymy z niepopularnością Kowar, przecież to jest taka niezwykła miejscowość – zachwyca się Maria.


Tekst i stytlizacja: Kasia Mitkiewicz
Fotografie: Jan Brykczyński

reklama