To historia jak z bajki. Będzie o gorącej miłości od pierwszego wejrzenia, a właściwie o dwóch, i o spełnionych marzeniach o zamku.

Był upalny maj, dawno temu. Paryż, mała nastrojowa kafejka tuż obok Sorbony. Trudno sobie wyobrazić bardziej romantyczną scenerię. Dorota, studentka literatury francuskiej (drugi fakultet tłumaczenia) miała już wychodzić, kiedy przy stoliku obok usiadł Jean-Michel. Rzucają sobie przelotne spojrzenie i wszystko jasne.

Francuzi mówią, że to coup de foudre, dla Polaków to miłość od pierwszego wejrzenia. Parę miesięcy później byli już po ślubie. Dzisiaj Dorota i Jean-Michel Desprez, wciąż szczęśliwe małżeństwo, mają trójkę dorosłych dzieci: 24-letniego Erika, 21-letnią Elisę i 19-letnią Amelię. – Jako jedynaczka zawsze czułam się samotna i marzyłam o dużej, zgranej rodzinie – wspomina bohaterka romantycznej historii. Kolejna nie kazała jej długo na siebie czekać.

W wolnych chwilach z mężem namiętnie oddają się podróżom i zwiedzaniu. Francuskie krajobrazy to dla Doroty nie lada gratka. Zwłaszcza, że zazwyczaj idą w parze z wykwintną kuchnią i świetnymi trunkami. Podczas jednej z takich wypraw – po Dordogne w południowo-zachodniej Francji, rejonie słynącym z pięknych widoków, winnic Bergerac, dębowych lasów pełnych czarnych trufli i niedoścignionego foie gras – trafili do XIX-wiecznego zamku. Do Château des Reynats pod Périgueux. – Wyglądał, jakby należał do śpiącej królewny. W środku kompletna ruina, ogród zapuszczony. Mimo to zakochałam się w nim natychmiast – wspomina Dorota.

Okazało się, że zamek został opuszczony w latach pięćdziesiątych i czeka na nowego właściciela. Jeszcze chwila, a dawna książęca rezydencja przypominałaby raczej górę kamieni. – Która kobieta nie marzy o zamku na własność. Widząc ten w Périgueux, pomyślałam: taka okazja może się nie powtórzyć – wspomina rozbawiona Dorota. A że, co już wiadomo, romantyczne historie to jej specjalność, bez większego problemu przekonała męża do zakupu. Postanowili za wszelką cenę uratować to miejsce.

Dalej nie było już tak różowo, bo sami zdecydowali się podźwignąć zamek z ruin i urządzić go pod czujnym okiem konserwatora zabytków. Miało być jak najbardziej z epoki i to właśnie okazało się trudne. – Potykaliśmy się o najdrobniejsze rzeczy. Nieraz chodziłam jak nawiedzona z pokoju do pokoju, szukając natchnienia, gdzie tu ukryć kaloryfery, żeby nie było widać rur – wspomina pani domu, a raczej zamku.

Skontaktowali się z firmą „Esprit de château”, czyli „Duch zamków”. Właścicielka doradziła im, jaki wystrój wnętrz pomoże zachować zamkową atmosferę. Dorocie najbardziej spodobał się pomysł namalowania w kilku pokojach fresków. Ale tak, że sprawiają wrażenie rozmytych, jakby cudem uratowanych przed niszczącym działaniem czasu.

Inne ciekawe rozwiązanie – tym razem pomysł gospodyni – to że niezliczone pokoje mają nazwy i dekoracje związane z regionem. I tak na przykład w Dordogne (to przepływająca w pobliżu rzeka) albo Gabarre (łódź używana do transportu beczek z winem) znajdziemy sznurkowe wykładziny, znalezione nad rzeką kamyki i drewno. Tworzą oryginalną dekorację.

Pochwały należą się Dorocie za odwagę. Do stylowych wnętrz wprowadziła mocne kolory. Efekt jest znakomity – ogromne sale i komnaty nabrały przytulności. Wystarczy spojrzeć na trochę zwariowany hol z czerwonymi i amarantowymi aksamitnymi fotelami i tapetą w fioletowe pasy. Robi ogromne wrażenie na gościach. Gospodarze mogli się o tym przekonać, odkąd urządzili w zamku hotel.

Udało się też ocalić to i owo z oryginalnego wystroju – jak choćby kominki albo stół łowiecki (ten przy wejściu do kuchni) z marmurowym blatem, nad którym wisi ponad trzymetrowe lustro z epoki. To tutaj myśliwi wracający z polowania rzucali zdobycz, aby wszyscy mogli ją podziwiać. Dzięki odbiciu w lustrze wydawała się pokaźniejsza.

– Pracy było mnóstwo, ale kiedy przechadzam się po zamku, mam ochotę krzyczeć ze szczęścia. Wciąż trudno mi uwierzyć, że to nie sen – mówi Dorota.


Tekst i stylizacja: Kasia Mitkiewicz
Fotografie: Joanna Siedlar

reklama