Świetnie skrojony i "uszyty" z najlepszych materiałów. Ma nawet idealnie dobraną biżuterię – ogród. Dom w Komorowie jest jak wyrafinowana kreacja, wymyślony do luksusowego życia.

Nowoczesna willa pod Warszawą

Kiedy proponuję, żebyśmy spotkali się i porozmawiali o domu w Komorowie, architekci Joanna Lengiewicz i Robert Charkiewicz od razu rzucają: – Okej, połączymy przyjemne z pożytecznym i pojedziemy na miejsce. Odwiedzimy Maję i przy okazji zobaczymy, jak sprawuje się dom. I tak w pewne jesienne popołudnie ruszamy pod Warszawę.

Maja Palma czeka na schodach. Joanna rzuca się jej w objęcia. Jeszcze nie zdążyła przekroczyć progu, a już krytycznie spogląda na jedną z trawertynowych płyt chodnika. – Widziałaś? Odstaje kolorem od pozostałych. Trzeba to absolutnie poprawić, powiedz tylko, kiedy? – pyta. – Nie przesadzaj, Joasiu, przecież dom wygląda lepiej, kiedy ma odrobinę patyny – uspokaja żonę rzeczowy jak zwykle Robert. Otwieramy trzymetrowe drewniane drzwi niczym do Sezamu i dom nas wciąga. Chciałoby się od razu zajrzeć i do salonu, i do kuchni, i wbiec na piętro, ale już czeka espresso. Przy kuchennej wyspie siedzi Joanna, Robert i dizajnerska Maja. Ma czarny prosty sweter, czekoladowe dżokejki, czarne oficerki i dyskretną biżuterię. A na głowie włóczkową wełnianą czapkę, spod której wystaje kosmyk blond grzywki. Ciuchy mają w tym wypadku znaczenie i duży związek z domem…

reklama

Lata 20. i 30 w architekturze

Panie nie mogą się nagadać, więc do rzeczy przechodzi tylko Robert i zaczyna opowiadać. – Lata 20., 30. były fantastyczne w polskiej architekturze. Ten dom nawiązuje do ducha modernizmu – tłumaczy. Tuż za nim szklana ściana oddzielająca kuchnię od małego patio. Właśnie wyszło słońce, wiatr kołysze ogrodowym fotelem (kultowy Voido, projekt Rona Arada). – Projekt był trudny – dodaje. – Zwyczajnie brakowało miejsca na zrealizowanie naszych pomysłów. Wyobraźmy sobie, że mamy włożyć do walizki dużo ubrań. Wszystkie powinny wejść, ale nie mogą się pognieść. Tak kombinowaliśmy, że się udało – używa porównania.

Kilka lat wcześniej Maja gościła u przyjaciół w Konstancinie. Wnętrza nowoczesnej rezydencji, które urządziła para Lengiewicz i Charkiewicz, od razu wpadły jej w oko. Już wtedy ich projekty mocno się wyróżniały: wszędzie szklane ściany i mnóstwo kamienia, ale przytulnie. Maja o takim właśnie domu marzyła. W połowie lat 90. wspólnie z siostrą stworzyła markę Simple – ubrania eleganckie w kroju, bez zbędnych falbanek i koronek, za to z najlepszych materiałów. W czasach tureckich swetrów była to prawdziwa rewolucja. Miks prostoty i elegancji towarzyszył Mai i w pracy, i w życiu. Podobne estetyczne zasady Joanna i Robert cenią w architekturze. Nic więc dziwnego, że kiedy się spotkali, od razu znaleźli wspólny język. Nie mogło się zatem nie udać.

Szukanie działki pod dom

Działka już była, właściwie wreszcie była, bo poszukiwania trwały kilka lat. 1500 metrów ze szpalerem stuletnich lip. Najbardziej zachwyciły Roberta, który zaczął się zastanawiać, jak wpasować w nie dom. – Jedno drzewo niemal opiera się o okna sypialni, dwa „rosną” na tarasie. Aby ocalić lipy, zbudowaliśmy nawet przeszklony korytarz, który pozwolił je ominąć i połączył gabinet z resztą domu – tłumaczy. Ale zbyt mała działka bolała wszystkich. Wtedy Joanna dowiedziała się, że na tyłach posesji sąsiad chce sprzedać 700 metrów. Cudem udało się je dokupić i dom złapał oddech.

Jaki jest? Większy niż mówią plany, zaskakujący i nieoczywisty. Większy, bo ma sporo szkła: w salonie całą ścianę, w gabinecie dwie, w sypialni na dole jedną, w pokojach dorosłych już dzieci (syn – student Politechniki, córka – projektowania mody na łódzkiej ASP) po jednej. Nawet wąskie betonowe schody zamyka okno. Metrów dodają też tarasy (jest ich siedem) i stonowane kolory – tylko biel, czerń, ciut szarości. Zaskoczeniem są na pewno ściany. Połączono na nich trawertyn, granit i błyszczący mdf (to drzwi 17 garderób i szaf!). I te różne materiały nie tworzą jednej płaszczyzny, tylko uskoki i szczeliny, z których często sączy się światło.

Ale największym zaskoczeniem są widoki za oknem. Ogrodowy fotel znowu kołysze się na wietrze. Marokański pawilon zaprasza na ostatnie party w tym roku, z lip spadają liście.

Tekst: Beata Woźniak
Zdjęcia: Aleksander Rutkowski
Stylizacja: Joanna Lengiewicz
Projekt domu: Joanna Lengiewicz i Robert Charkiewicz