Dom wygląda, jakby przeniesiono go z Prowansji – białe mury oplecione winobluszczem, weranda z wiklinowymi fotelami, patynowany dach. Po prostu styl prowansalski. Tylko brzozy dokoła przypominają, że to nie Francja. Jesteśmy pod Warszawą.

reklama

Żar leje się z nieba. Nawet ptaki przycupnęły na drzewach, chroniąc się przed upałem. W domu Anety i Mirka panuje jednak miły chłód. To dzięki grubym ścianom z cegły. Dom ma prawie sto lat i przetrwał już niejedno upalne lato. 

Dom jak z Prowansji – pełen światła i przestrzeni

Aneta i Mirek sami urządzili swój dom. Z wyczuciem i miłością, jakby byli rasowymi projektantami wnętrz, a nie wydawcami książek.  – Przeprowadzka z Poznania wcale nam się nie uśmiechała – wspomina Mirek. – Mieszkałem już kiedyś w Warszawie i ponownie mnie do niej nie ciągnęło. Owszem, szukaliśmy domu, bo nasze osiedle było nowoczesne, ale nieprzystosowane dla rodzin z dziećmi, a nam urodził się syn i chcieliśmy, żeby miał się gdzie bawić.

Willę znalazł mój przyjaciel, który mieszka nieopodal. Przejeżdżał na rowerze, zobaczył tabliczkę „sprzedam”, zadzwonił i mówi: „Mam dla was dom, i nie w Warszawie”. Przyjechaliśmy na weekend... Kiedy zobaczyliśmy, jak nasz syn szaleje w ogrodzie, doszliśmy do wniosku, że będzie tu szczęśliwy. Nas z kolei zachwycił dom – otwarty, pełen światła, przestrzeni, oddechu. Gdyby na parterze było więcej małych pokoi, jak to w dworkach, na pewno tak by nas nie ujął. Kilka miesięcy później był nasz.

Aranżacja wnętrza w stylu prowansalskim

Urządzali się sami. Chcieli, żeby cały był ich, a nie stworzony przez projektanta, który w każdym robionym przez siebie wnętrzu stosuje charakterystyczne myki i można go wszędzie rozpoznać. – Zainspirował nas dom – opowiadają. – Ma sto lat, nie dwieście czy trzysta, więc nie pasowałyby tu ani antyki, ani nowoczesne meble. Nie jest rezydencją, nadawanie mu na siłę takiego charakteru nie miało sensu. To Konstancin, nie Lazurowe Wybrzeże, a my nie chcieliśmy przesadzić. Co innego lekkie przymrużenie oka. 

– Nie zależało nam także na tym, żeby było modnie, bo mody szybko przemijają i się nudzą. A klasyka dobra jest zawsze – tłumaczą. – Nie wracamy do domu tylko po to, żeby się w nim przespać. Spędzamy tu wieczory, palimy w kominku, spotykamy się z przyjaciółmi, rozmawiamy, czytamy. To, jak lubimy żyć, samo narzuciło styl. Niezobowiązujący, wygodny, nieco rustykalny, z prowansalskim muśnięciem. 

Kanapy, fotele to głównie IKEA, niektóre zdecydowali się jednak zrobić na zamówienie. Komody i biblioteki, także tę z ruchomą drabiną, zaprojektowała dla nich Fabryka Wnętrz.

> Zobacz także: Styl prowansalski we wnętrzach domu na Mazurach <

Meble i dodatki do białych wnętrz

W poprzednim domu mieli ciemne meble. Gdy przychodziła zima, zabierały światło, którego i tak było niewiele. Tu zdecydowali się na biel. – To znowu zasługa domu. Jest tak ustawiony, że słońce przez cały dzień zagląda do środka z różnych stron – opowiadają. – Trzeba było je tylko zaprosić i w odpowiednich miejscach ustawić meble, które będą ładnie odbijać promienie. Dołożyliśmy więc kilka okien w dachu, żeby doświetlały piętro. 

Mebli nie wstawiali za jednym zamachem. Ustawiali je pojedynczo, obserwowali, co się dzieje ze światłem, potem zamawiali kolejne. Stylowych dodatków szukali na starociach w Kazimierzu, Kiermusach, Francji. – Najfajniejszego gadżetu, żeliwnej skrzynki na listy, nie udało nam się niestety przewieźć – mówią z żalem. – Ważyła chyba z pół tony, zarwałaby bagażnik auta.

Na zakończenie dosadzili kilka starych drzew (żeby nie trzeba było czekać, aż dorosną) i powiesili na konarach sześć budek lęgowych. Mają swoje kosy, szpaki, sójki i cały sroczy gang. Siedzą na tarasie i podglądają, jak po gałęziach ganiają się wiewiórki. – Dziś wyjeżdżałem rano samochodem, na szczęście zatrzymałem się przy bramie. Spod maski nagle wyskakuje kuna, pewnie spała na silniku – śmieje się Mirek. – Można się cieszyć życiem, prawda?  

> Zobacz także: Prowansalskie siedlisko z dizajnem <

tekst: Joanna Halena  
zdjęcia: Aneta Tryczyńska
stylizacja: Katarzyna Sawicka