Kto nie chciałby mieć domu ze szklanymi ścianami, przez które zagląda do środka ogród, a niebo odbija się w podłodze.

Agnieszka i Marcin już nawet nie pamiętają, kiedy zaczęli myśleć o własnym domu. I nie dlatego, że nie mieli gdzie mieszkać. Ale największe, najpiękniejsze nawet mieszkanie to nie to samo, co dom. Koniecznie z kawałkiem ogródka. Choćby wielkości chusteczki do nosa, żeby można było zjeść śniadanie albo pobiegać rano boso po trawie.

Kiedy więc dowiedzieli się, że działka, którą widzą z okien, jest do sprzedania, nie zmarnowali okazji. Tym bardziej że uwielbiają Stare Włochy i dobrze je znają, choćby świeżo odrestaurowany park Cietrzewia z uroczymi stawami obrośniętymi tatarakiem, pełnymi dzikich kaczek. Z jednej strony cisza i dużo zieleni, z drugiej 15 minut do centrum Warszawy.

Skandynawski dom bez nudy

Oboje dobrze wiedzieli, jak dom ma wyglądać – tak jak te proste, skandynawskie. – Tam wszystko jest przemyślane, każda rzecz czemuś służy – tłumaczą. – Ale wcale nie wieje nudą. Jest miejsce na eksperyment, zabawę materiałem czy kolorem.

Co do wnętrz, poprzednie mieszkania sporo ich nauczyły. – Wiedziałam, że nie chcę już otwartej kuchni, bo bałagan po gotowaniu razi siedzących przy stole, że potrzebuję salonu połączonego z jadalnią, a w niej wygodnego stołu. Wiedziałam nawet, ile metrów powinna mieć sypialnia (20, by móc oddychać, ale nadal jest przytulnie) – a ile kuchnia (20 plus niewielka spiżarnia spokojnie wystarczy dla dwójki kucharzy w domu) – śmieje się Agnieszka.

Dom, który stanął w dwa dni

Mąż dorzucił jeszcze pomysł z otwartym, wysokim na dwie kondygnacje salonem i ogromnymi ścianami z okien. Architekt, Marcin Nowak-Buczyński, dostał superdokładne wskazówki i zaakceptowali prawie wszystko już przy pierwszym spotkaniu. Mimo że działka jest niewielka, dom został tak wkomponowany, że wystarczyło miejsca na spory taras i ładny trawnik. A ponieważ powstał z gotowych elementów (prefabrykatów keramzytobetonowych), w całości przywiezionych z fabryki, stanął w dwa dni. – Śmialiśmy się na widok niedowierzania na twarzach sąsiadów, którzy wychodząc do pracy, widzieli niemal pustą działkę, a wracając – gotowy budynek.

Staromodne kształty w nowoczesnej aranżacji

Urządzali się sami. – Trochę bałam się, że nie poradzę sobie z 230 metrami kwadratowymi – wspomina Agnieszka. – Ostatecznie przekonały mnie stawki, jakich żądali dekoratorzy. W końcu wiedziałam, czego chcę – tłumaczy. – Wszystko kompletowałam powoli i starannie, wiedząc, że ma być niezbyt wiele mebli, a tło w bielach, szarościach i czerni. Choć bywały chwile, gdy oboje działali pod wpływem impulsu. Tak jak z fotelami stojącymi w przedpokoju i salonie. Podczas podróży do Krakowa przez przypadek trafili do meblarskiego zakładu stolarskiego w Kalwarii Zebrzydowskiej. Spodobały się im staromodne kształty robionych tam foteli. Agnieszka od razu wiedziała, że kiedy obije je jaskrawym materiałem, będą dobrze wyglądały.

Wybór podłogi nie był prosty

Najwięcej obaw gospodarze mieli przy wyborze podłogi. O posadzce z żywicy poliuretanowej, która znakomicie wyglądała na zdjęciach w kolorowych czasopismach i internetowych blogach o wnętrzach, słyszeli skrajnie różne opinie. Ale ciekawość wzięła górę i teraz już wiedzą, że dobrze zrobili. Nie dość, że piękna, jest też świetnym rozwiązaniem przy ogrzewaniu podłogowym.

– Właściwie wszystko jest tak, jak sobie wymarzyliśmy. No, może oprócz jednego. Trochę brakuje nam czasu, by zjeść śniadanie w ogródku albo pobiegać boso po trawie. Ale pracujemy nad tym, żeby to zmienić – śmieje się Agnieszka.

Tekst: Aldona Bejnarowicz
Stylizacja: Katarzyna Sawicka
Zdjęcia: Piotr Gęsicki

reklama