Trudno uwierzyć, że to tylko kawalerka. Mimo szarych ścian – pełna koloru, mimo niewielu metrów – zadziwiająco pełna przestrzeni. A wszystko zaczęło się od... świnki–skarbonki.

Zasada, że szewc bez butów chodzi, nie dotyczy architekta Szymona Kalinowskiego. Jego mieszkanie jest wizytówką – zaprasza tu klientów, aby mogli poczuć, dotknąć i zobaczyć jego styl. Oczywiście, wnętrza urządza różne, ale dom świetnie pokazuje, co lubi najbardziej.

Zniszczona kawalerka na warszawskiej Pradze od razu wpadła mu w oko. Choć nietypowa, jednak łatwa do przerobienia. Ścianki, które chciał wyburzyć, nie były nośne. Wyobraził też sobie sporą przestrzeń idealną do powieszenia namalowanych przez przyjaciół obrazów. Pomyślał o zlikwidowaniu parapetów i drzwi, no może z wyjątkiem tych do łazienki. Ale i one (bez klamki, składane) bardziej zapowiadają wejście do garderoby. Tak mieszkanie powiększyło się i nabrało lekkości. Trudno uwierzyć, że ma tylko pięćdziesiąt metrów!

Zaskakuje też jego styl. Niby minimalistyczne, ale ze smakowitymi dodatkami. Do jesionowej podłogi i szarych ścian Szymonowi pasowały plamy koloru – limonkowe szafki w salonie czy kolorowe filcowe kubiki. Jest jeszcze wysoka czerwona donica z drzewkiem kauczukowym i spore lustro w barokowej złoconej ramie. Pozwolił też sobie na pewną słabość – poduszki.

Choć trzeba przyznać, że tym razem okazał się dość umiarkowany. Kiedyś uważał, że są niepotrzebne. Ani dla wygody, ani dla ozdoby. Aż pewnego dnia jeden z klientów, patrząc na skończone już wnętrze, zapytał: „A gdzie poduszki?”. To wtedy, robiąc rundę po sklepach, Szymon uświadomił sobie, jak bardzo można zmieniać wystrój dzięki takiemu niewinnemu dodatkowi. Teraz kupuje wszystkie poduszki, które mu się podobają, a gdy nigdzie nie pasują, chowa je i czeka, aż trafi się idealne miejsce. Pokazując ogromną poduchę paradnie ułożoną na szarym siedzisku w salonie, wyznaje: – To rzecz, którą w razie pożaru ratowałbym jako pierwszą. Została uszyta z XIX-wiecznego kobierca.

Architekt uważa, że szkockie kraty, orientalne kwiaty i ludowe pasy doskonale do siebie pasują, a ich zestawienie jest łatwiejsze niż jednobarwnych tkanin w różnych kolorach. – Chętnie zrobiłbym taki eksperyment, na jaki ponad wiek temu zdecydowali się Działyńscy w swoim zamku w Kórniku – klasyczne meble w salonie pokryli pasiastą ludową tkaniną. Efekt jest rewelacyjny – zachwyca się.

Intrygująco wygląda też zestawianie przedmiotów, które na pierwszy rzut oka do siebie nie pasują. Dlatego nowoczesne obrazy oprawił w tradycyjne ramy, do kuchni zaś wstawił stół, który ma stare drewniane nogi, a blat z pleksi. Wykonała go metaloplastyczka Dorota Banasik. Mebel nadaje ton całemu pomieszczeniu. Na początku miał szklany blat, z czasem Szymon zamienił go na dwie pleksiglasowe płyty, a pomiędzy nie włożył srebrzystą wycinankę.

Ale w tym domu urządzanie zaczęło się od świnki-skarbonki. Architekt ma do nich wielki sentyment. W poprzednim domu hołubił srebrną, ale sprezentował ją zachwyconemu klientowi. W zamian szybko wypatrzył dużą białą z sympatycznym ryjkiem. Przypominała mu rzeźbę, więc pomyślał, że należy jej się honorowe miejsce. Dokupił odpowiedni postument, biały stół. – Ta kawalerka pokazuje, w jaki sposób myślę o wnętrzach – mówi. – Cenię spokój z odrobiną zabawy.


Tekst i stylizacja: Kasia Mitkiewicz
Fotografie: Radosław Wojnar

reklama