Zmiany wszystkim wyszły na dobre. Bielany zamiast Mokotowa, art déco zamiast secesji, dom zamiast mieszkania. Z tego ostatniego najbardziej cieszą się Gacek zwany Gangsterem, Melania, Myszka i Filomena po przejściach, która na wszelki wypadek rzadko otwiera oczy.

Dziesięć minut – tyle czasu zajęło Marcie kupno domu. Nawet nie weszła do środka, żeby go obejrzeć. Zauroczyło ją już samo otoczenie: działka w centrum Warszawy, w starej dzielnicy, przy cichej uliczce, gdzie stróż codziennie zapala najprawdziwsze latarnie gazowe. Nie przeszkadzał jej niezbyt ładny budynek kostka, żywcem wyjęty z lat 30. Z tym problemem szybko się uporała – dobudowała bryłę z dwiema kondygnacjami oraz tarasem na dachu, nadając domowi ulubiony artdécowski styl. W poprzednim mieszkaniu, w starej kamienicy na Mokotowie, dla Marty było dość miejsca, ale jej kotom metrów brakowało.

Pierwszy zamieszkał z nią Gacek – dziś ma już 12 lat i jest niekwestionowanym przywódcą stada. – Zamówiłam go u moich przyjaciół, bo zawsze chciałam mieć czarnego kocura z białymi skarpetkami – wspomina Marta. Potem niespodziewanie znalazła na parkingu Melanię, dzikiej Myszy nikt nie chciał, bo była strasznie brzydka, a Filomena sama przyszła i postanowiła zostać. Nie ma już Kici, ale zastąpił ją Bodzio, bielański killer, który poluje na wszystko, co się rusza. Nic więc dziwnego, że mając tak liczną rodzinę, Marta zaczęła się rozglądać za domem.

Przy okazji przeprowadzki zmieniła nie tylko dzielnicę, ale też styl. Zakochana w ozdobnej, kwiecistej secesji porzuciła ją dla bardziej zdyscyplinowanego, geometrycznego art déco. Wszystkie meble do nowego salonu kupiła w galeriach, a dodatki wypatrzyła w internecie. Po dawnej fascynacji zostały ślady w sypialni, kuchni i jadalni, bo w takich miejscach według Marty powinno być przytulnie i miękko, więc secesja świetnie tu pasuje.

Ciekawszą historię ma sypialniany fotel. Poprzedni właściciel umieścił go „na wabia” na zdjęciu–reklamówce swojego niewielkiego sklepu z antykami. Marta, zachęcona, odwiedziła sklep, sądząc, że znajdzie tam więcej secesyjnych staroci, ale interesujący okazał się jedynie fotel. Jest też trzyczęściowy obraz przedstawiający irysa (ulubiony kwiat secesji), malowany na drewnie i wypalany specjalną techniką „toile maroufflée sur bois”, wzorowany na XV/XVI–wiecznym malarstwie flamandzkim.

Marta kupiła go w Nicei na targu, gdzie bywa co roku w drodze na ukochaną Korsykę. – Rano jest tu targ kwiatowy, wieczorem otwiera się mnóstwo knajpek i straganów z różnościami. Nie ma tandety. Można trafić na prawdziwe dzieła sztuki – rozmarza się. Pani domu jest nie tylko miłośniczką kotów, ale także wytrwałą kolekcjonerką. Ma figurki kotów i kaczek, bo przynoszą szczęście i dobrobyt. Dowiedziała się o tym, będąc na wakacjach w Quebecku. – Tam masa ludzi zbiera kaczki i szczerze wierzy, że właśnie im zawdzięcza swoje powodzenie. W moim przypadku też się to sprawdziło – przyznaje.


Tekst i stylizacja: Kasia Mitkiewicz
Fotografie: Joanna Siedlar

reklama