To mieszkanie jest jak pyszne ciastko. Słodkie, z różowym lukrem. Może dlatego tak dobrze smakuje tu kawa.

Monika miała 15 lat, gdy wyjechała z domu do szkoły, potem były studia w Mediolanie, praca, podróże. Przeprowadzała się średnio co dwa lata i bardzo jej się to podobało. – Zaczęłam jednak dorastać do miejsca, które mogłabym nazywać domem – zwierza się. Wciąż dużo jeździ, lecz od czasu do czasu chciałaby zatrzymać się gdzieś na dłużej.

Apartament dzienny i nocny

Apartament na ostatnim piętrze kamienicy przy malowniczej zamojskiej starówce okazał się wymarzonym portem. – Kamienica ma ponad sto lat, ale ja lubię stare domy – mówi. – Już pierwsza wizyta była emocjonująca, czuło się tu pozytywną energię. Jednak od wielu lat mieszkanie stało puste, potrzebowało potężnego remontu. Projekt powierzyła Agnieszce Zydorowicz, a ta zaproponowała rewolucję: podzielenie apartamentu na część dzienną i nocną, przeniesienie w inne miejsca kuchni, łazienki, sypialni, salonu.

Monika nie chciała mieszkać pompatycznie, pałacowo ani po mieszczańsku. – Uwielbiam włoskie miasta, ich nasycone kolory, gwar i upał, lubię wielobarwne Chiny i Indie, ale gdy mam przerwę w podróży, szukam wyciszenia. Wypoczywam wtedy, gdy cały świat zostawiam za drzwiami.

Jasno, świetliście, minimalistycznie

Dlatego unikała agresywnych kolorów, mocnych ornamentów, ultranowoczesnych mebli. Miało być jasno, świetliście, minimalistycznie, bez niepotrzebnej ascezy, ale i bez przesadnej liczby gadżetów. Umiar i równowaga. I jak najwięcej odcieni bieli. Można się w nich rozsmakowywać, bo o każdej porze dnia wyglądają inaczej. To zasługa wielkich okien i oświetlenia. – Wybierałyśmy lampy, które dają miękkie światło – mówi Monika. A Agnieszka dodaje: – Szczególnie efektowne są kinkiety. Mają prawie dwa metry, choć tego nie widać, bo mieszkanie jest wysokie, jak to w kamienicach. Mogłam obniżyć sufit i schować kable oraz przewody od wentylacji i klimatyzacji, a i tak wciąż czuje się przestrzeń. Święty spokój Monika zawdzięcza także brakowi telewizora.

Kuchnia: serce domu

Wiele osób chwali się, że sercem ich domu jest kuchnia, a tak naprawdę kupują dizajnerskie sprzęty, które pucują na wysoki połysk przed przyjściem gości. Tu serce rzeczywiście jest gorące, bo Monika uwielbia gotować. – Mama piekła w każdą sobotę ciasta. Było nas pięcioro, wszyscy ciągle kręciliśmy się po kuchni – opowiada. – Na wybitnego kucharza wyrósł wprawdzie tylko mój brat, ale ja staram się mu dorównać, gdy razem gotujemy. Mamy też wspólny numer popisowy – tort Pawłowej. Kuchnia to przy okazji królestwo Andy’ego, złotej rybki. – Wszyscy ją podkarmiają, więc trochę się rozleniwiła i na razie nie spełnia życzeń.

Na deser: sypialnia

Deserem jest sypialnia. Niby nic nadzwyczajnego – łóżko ze skórzanym zagłówkiem, szafy niewidoczne, ciężkie zasłony. Wystarczy jednak przycisnąć jeden guziczek, a ściemnia się światło i… z sufitu wyjeżdża ekran, który zakrywa ścianę. Wtedy Monika zapomina o całym świecie, bo z wizytą wpadają Audrey Hepburn, Marilyn Monroe, Fred Astaire z Ginger Rogers, Gene Kelly i Humphrey Bogart.

Tekst: Joanna Halena
Stylizacja: Dorota Karpińska
Zdjęcia: Rafał Lipski

reklama