Alicja, przyzwyczajona do ogromnych amerykańskich apartamentów, miejsca ma tu pod dostatkiem. Dwustumetrowy penthaus otacza 120 metrów "ogródu" z widokiem na Mokotów.

Wychowała się w Stanach, w Polsce żyje od kilku lat. Gdy zaczęła szukać apartamentu w Warszawie, wiedziała jedno: mieszkanie musi mieć ogród albo duży taras.

– Amerykanie często budują wille w kształcie litery L. Ściany wewnątrz są szklane, okna można otwierać, więc powstają tak zwane outdoor rooms. Domy płynnie przechodzą w ogrody – opowiada. – Ten patent, świetny, chciałam zapożyczyć. Dorastałam w takim właśnie miejscu i tego samego chciałam dla moich dzieci. Poza tym przeprowadzaliśmy się spod Warszawy, z willi otoczonej zielenią.

Taras z jadalnią al fresco

Lepszego tarasu niż ten w apartamencie na Mokotowie nie mogłaby chyba znaleźć nawet w Nowym Jorku. Biegnie dookoła dwupiętrowego penthausu. Nic dziwnego, że urządzali go, jakby był częścią mieszkania. Ma dwie główne strefy: jadalnię al fresco przy grillu i salon wypoczynkowy z ogromną, wyłożoną poduchami sofą, wygodnymi pufami i fotelami. Ulubionym tarasowym pokojem Alicji jest zakątek z białymi ażurowymi fotelami; uwielbia się tu zaszyć i czytać.

Po zmierzchu ten elegancki ogród-salon oświetla kilka rodzajów lamp ogrodowych, w tym dające wyjątkowo piękny efekt listwy LED-owe. Główną dekoracją są dwa efektowne lampiony z włókna szklanego firmy Karman. By podkreślić ich śnieżną biel i lekkość, zewnętrzną ścianę salonu pomalowano matową czarną farbą.

Chociaż to najbardziej zielona część Mokotowa, wśród parków z pięknymi starymi drzewami, gospodarze uznali, że zieleni nigdy dosyć, i dobudowali oranżerię z przeszklonym dachem.

Niewiele jednak brakowało, a taras byłby z boku, a nie w centrum życia towarzyskiego. – Projektanci nie do końca wykorzystali atuty tego mieszkania, bo zaprojektowali go na górze, a kuchnię na dole. I jak tu przyjmować gości? Trzeba by z każdym półmiskiem i talerzami ganiać po schodach – mówi Alicja. – Trochę więc od razu na początku namieszaliśmy, ale dzięki temu, że przenieśliśmy kuchnię na piętro, można było „wciągnąć” taras do domu i sprawić, że latem gra pierwsze skrzypce. Teraz wydaje się to oczywiste, lecz ktoś musiał na ten pomysł wpaść.

Choć żyją na samym szczycie apartamentowca, rodzina nie czuje się tu jak na patelni. Wszystko dzięki roślinom i dachowi z automatycznie sterowaną markizą, która chroni przed palącym słońcem. Alicja urządziła tu nawet piaskownicę dla dzieci. – Jesteśmy na tyle wysoko, że mamy ciszej niż w Konstancinie, nie dociera do nas hałas ulicy. A widok przez okna jest wprost nieziemski, pewnie dlatego, że ulica została wiele pięter pod nami, a dookoła tylko niebo, wierzchołki drzew i lądujące samoloty – mówi. – Rozświetlone nocą centrum miasta wygląda stąd wręcz bajkowo.

Zabawa dizajnem

Po rewolucji z przebudową dół to część prywatna z sypialniami, góra – salon połączony z kuchnią, jadalnia ze stołem dla dziesięciu osób i 120 metrów tarasu. Całe mieszkanie zaprojektowała i urządziła firma Secret Life. Alicja: – Podsuwała mnóstwo pomysłów, dobierała rzeczy świetne jakościowo i nieprzytłaczające. Zależało nam na humorystycznych, zabawnych akcentach, bo mamy małe dzieci i sami nie podchodzimy do dizajnu śmiertelnie poważnie. Stąd lampki reniferki z firmy Karman czy moje ukochane skrzydlate żarówki Ingo Maurera.

Korytarz mieści dużą szafę z przeszkloną witryną, w której w ramach żartu zaprojektowano specjalne wnęki dla dwóch lamp królików firmy Moooi. Poza tym miało być praktycznie, więc aksamity ustąpiły gdzieniegdzie miejsca meblom, z których można zdjąć obicie i uprać w pralce. – Mamy tu wypoczywać i dobrze się bawić, a nie stresować – dodaje Alicja.

Tekst: Joanna Halena
Stylizacja: Urszula Niemiro
Zdjęcia: Hanna Długosz


Kontakt do projektantki: Agnieszka Marchocka, www.secretlife.pl; taras wykonała firma Emside.