W tym domu wszystko musiało się udać. W końcu właścicielka i projektantka są nie tylko zodiakalnymi Rakami, ale nawet urodziły się tego samego dnia. Poznały się nietypowo. Najpierw Anna zobaczyła w jednej galerii ciekawą lampę. Potem w drugiej stolik z blatem ozdobionym świecącymi koralikami. Okazało się, że to prace Doroty Banasik. Uznała więc, że musi spotkać się z projektantką. I tak się zaczęło.

Klasyka i odrobina szaleństwa

Dorota wymyśliła kominek w jej domu, urządziła też biuro, w końcu razem wyjechały na targi wnętrzarskie do Mediolanu i Werony. Dobrze się rozumiały. Kiedy okazało się, że mają urodziny tego samego dnia, stało się jasne, dlaczego. – Dorota nauczyła mnie luzu, szaleństwa, odwagi – mówi Anna. – Kiedyś za nic nie kupiłabym złotego lustra. Teraz mówię: dlaczego nie? Tylko kondycję mam gorszą. Po całym dniu biegania po sklepach Dorota jest w świetnej formie, ja padam na twarz.

Salon w kształcie rombu

Kiedy Anna i Kuba kupili mieszkanie na Mokotowie, wiadomo było, że urządzi je Dorota. – Tu możesz zaszaleć – usłyszała. Bo też i sam zakup był trochę szalony. Kuba powiedział kiedyś pośrednikowi, że chciałby mieć mieszkanie w centrum. Pośrednik od czasu do czasu dzwonił z propozycją, ale wszystko wskazywało na to, że klient jest wybredny i niezdecydowany. Dlatego kolejny telefon wykonał bez przekonania. „Mam coś, ale czy ja wiem? Strasznie zniszczone…”. Kuba pojechał, obejrzał i tym razem zdecydował od razu: „Bierzemy”. Zachwycił go rozkład, trzy balkony i piękny salon w kształcie rombu, z kominkiem.

Tyle że wszystko nadawało się do generalnego remontu. Dorota miała więc pole do popisu. I choć nie jest projektantką, która robi wizualizacje i dopracowuje detale, nic w jej pomysłach nie jest przypadkowe. – Trzeba zmrużyć oko, żeby zobaczyć, co do czego ma gadać – to jej dewiza. Różne rzeczy do siebie gadają. Na przykład poduszki do zasłon.

Meble w różnych stylach

Anna ufa jej absolutnie. Nawet jeśli na początku ma wątpliwości. Tak było z tapetą w sypialni. – Bałam się, że taka ciemna. Ale Dorota powiedziała, że ściany będą wyglądały jak obite jedwabiem. Ok, to ile rolek? – zapytałam tylko. I nie żałuję. Zresztą – tego też nauczyłam się od niej – nie ma sensu bać się błędów, bo przecież wszystko można zmienić.

Meble przywędrowały tu z… Czyśćca. – Mamy taki domek pod lasem – opowiada Anna. – Tam wszystko, czego nie chcemy wyrzucić, czeka na swoje drugie życie. Anna trochę się tej czyśćcowej zbieraniny bała – że będzie bałagan, że każda rzecz z innej parafii. Ale Dorota obiecała, że jakoś to pożenią. I tak błękitna kolonialna komoda trafiła do sypialni jako szafka pod telewizor. Obraz wujka Anny, który zabierała z sobą do kolejnych mieszkań, wisi teraz w salonie.

Aranżacja z duchem starych czasów

Żeby zachować ducha domu z dawnych czasów, trochę rzeczy dokupiły na Kole: łóżko, szafę. Starannie odnowione zostały wszystkie przedwojenne drzwi. Na podłodze była dębowa klepka. Stara, skrzypiąca. Fachowcy ocenili: nic z tego nie będzie, trzeba zdzierać. Okazało się, że legary były spróchniałe, ale klepka zdrowa. Pod nią leżały gazety z lat 30. Idealnie zachowane, można było je sobie poczytać.

Remont trwał i trwał, fachowcy nie chcieli się wynieść. – Nam się specjalnie nie spieszyło, bo mieliśmy gdzie mieszkać – opowiada Anna. – Do czasu, aż w naszym domu wybuchł pożar. Nie było wyjścia, musieliśmy się gdzieś przeprowadzić. To mieszkanie bardzo się wówczas przydało. Na pół roku przenieśliśmy się do miasta.

Wtedy swoje trzy grosze dodał Kuba. Kupił broń. W salonie powiesił szable, w sypialni strzelby. – Śmiejemy się, że w ostatnim akcie muszą wypalić.

Tekst: Joanna Derda
Stylizacja: Basia Dereń-Marzec
Zdjęcia: Jakub Pajewski

reklama