Lubią towarzystwo dobrej sztuki, a że są dekoratorami wnętrz, doskonale wiedzą, jak ją pokazać. Ich mieszkanie jest trochę jak galeria. Galeria z duszą.

Patrząc na apartament Ulli i Larsa, trudno zgadnąć, że są Szwedami. W kraju, w którym przez większą część roku jest zimno, a słońca jak na lekarstwo, wnętrza są zwykle minimalistyczne. No cóż, wyjątki zdarzają się wszędzie.

Państwo Wallesowie mieszkają w Sztokholmie, w niezwykłej starej kamienicy z początków XX wieku. Gustowna mieszanina stylów w tym apartamencie – modernizm ocieplony orientalnymi detalami – nie dziwi, bo gospodarze zawodowo zajmują się wnętrzami. W ich domu Wschód spotyka się z Zachodem, a Północ z Południem. Nowoczesna sztuka doskonale pasuje do tej afrykańskiej, prymitywnej.

Co najmniej dwa razy w roku robią sobie kilkutygodniowe wakacje, wsiadają w samolot i buszują po ciepłych krajach – po Afryce albo Azji. Z każdej podróży przywożą wspomnienia, setki zdjęć, inspiracje do pracy i... dzieła sztuki.

Czasem trafi się nawet jakaś perełka, jak kamienna statuetka tajemniczego bóstwa. Dowiedzieli się, że stała na dachu chaty afrykańskiego wodza i chroniła go przed złymi mocami i utratą władzy. Dziś czuwa nad pomyślnością Wallesów. Innym cennym nabytkiem jest XVII-wieczny Budda przywieziony z Tajlandii, który uwiódł Larsa. – Tak mi się spodobał, że specjalnie dla niego zaprojektowałem stolik – opowiada.

W bawialni, na parapecie dumnie prezentuje się kolekcja egzotycznych bibelotów. Etniczną nutę podkreślają współczesne drewniane stoliki kawowe i oryginalny chiński stół z XIX wieku z marmurowym blatem. W jadalni, w witrynach można z kolei podziwiać starą biało-niebieską chińską porcelanę. Do tych waz, mis, wazonów, talerzy Ulla i Lars mają szczególną słabość.

Wyszukują je na najodleglejszych targach świata, śledzą internetowe aukcje, nie przepuszczą żadnemu antykwariatowi. Zaprzyjaźnieni handlarze sami już do nich dzwonią i donoszą, że właśnie trafił się cenny okaz. Takie telefony dostają nie tylko ze Sztokholmu, Londynu czy Paryża, nawet w Polsce mają ulubionego sprzedawcę.

Pana Kazika poznali przy okazji wypadu do Krakowa. W jego sklepiku ze starociami znaleźli niezwykłą biało-niebieską żardinierę. Zadowoleni byli nie tylko z zakupów. Szwedów urzekła polska gościnność, bo pan Kazik nie wypuścił ich ze sklepu bez pogawędki i herbaty z domowymi powidłami z dzikiej róży. Potem Wallesowie wysłali mu kartkę na święta. Tak zaczęła się znajomość, która trwa do dziś.

– Zawsze, gdy jesteśmy w Polsce, odwiedzamy naszego krakowskiego przyjaciela. Ostatnio nawet dostaliśmy słoik powideł na wynos – śmieje się Lars. Równie mocno jak chińską porcelaną pasjonują się fotografią. Historie nieznajomych z różnych zakątków świata Wallesowie ciekawie zaprezentowali. Czarno-białe zdjęcia ustawili na półkach. – Ludzie na ogół wieszają zdjęcia rodzinne. My wolimy pokazać, co nam się podoba.

W ten sposób dom opowiada o nas – twierdzi Lars. Pamiątki z podróży mają jeszcze inną zaletę. – Kiedy siedzimy w domu, przypominają o tych wyprawach i od razu robi się cieplej, nawet gdy za oknem zero stopni – zapewnia Ulla.


Tekst i stylizacja: Abigail Edwards/Redcover.com
Tłumaczenie: Stanisław Gieżyński
Fotografie: Alun Callender/Redcover.com

reklama