Nowocześnie, ale ciepło, spokojnie, ale z kolorem, cicho – no, może z wyjątkiem przekomarzań skowronków, które właśnie wprowadziły się na lipę.

Remont: trzeba wiedzieć, czego się chce

Do remontu Marzena Mituniewicz dojrzewała długo. – Brak czasu – usprawiedliwia się krótko. – Wychowywałam dzieci, pracowałam i zawsze miałam coś ważniejszego do zrobienia. Co ciekawe, od lat urządza domy innym – dobiera tkaniny, projektuje zasłony, doradza, w jaki sposób odmłodzić kanapę, dodaje poduchy.

W jej „Galerii Dobra 11” na warszawskim Powiślu piętrzą się katalogi i próbniki najlepszych marek. W swoim królestwie porusza się swobodnie. Klientka myśli o kwiecistych zasłonach? Na ogromnym stole lądują kupony w pąki, róże, orchidee. Bardziej mięsiste? Proszę bardzo. Z delikatniejszym wzorem? Te będą dobre...

W rodzinnych rozmowach remont powracał coraz częściej, tym bardziej że najstarszy syn poszedł na swoje i zostali z młodszym we trójkę. Dawały się też we znaki różnego rodzaju niedoróbki. Zajmowali piętro domu. Dobudowali je w latach osiemdziesiątych za pieniądze zarobione na studenckich saksach. Zrobiło się jakoś niewygodnie, coraz bardziej przeszkadzał skomplikowany podział pomieszczeń, brakowało oddechu. – Sami nie dalibyśmy rady wymyślić nowego domu, bo tu nie chodziło o wybranie kolorów i tkanin – wyznaje Marzena.

Pomysłowe rozwiązania

Z architektem nie mieli problemu. Marzena od lat współpracuje z Anną Casciarri. – Kiedy Anna kończy swoją pracę, wtedy ja wkraczam do akcji i dobieramy tkaniny – opowiada. Wiedziała więc, czego się spodziewać, bo mieszkań zaprojektowanych przez Annę widziała sporo. Nie musiały się poznawać, docierać. Ceni architektkę za stonowanie (szaleństwa szybko się nudzą), pomysłowe rozplanowanie wnętrz (z miejscem na schowki, pralnie, garderoby) i doskonałą jakość (ładne meble na zamówienie, perfekcyjne włoskie kuchnie). – Spotykaliśmy się, aby omówić szczegóły – opowiada z kolei Anna. – Zapytałam, o czym marzą. Marzena o otwartej kuchni i łazience dla gości w stylu chińskim. Sławek myślał o jadalni z kominkiem i sypialni z wyjściem na taras. Obydwoje chcieli mieć swoje garderoby – wylicza.

Ewolucja czy rewolucja

Anna zaszyła się w pracowni nad projektem i kiedy znowu się spotkali, powiedziała: – Mam dwie koncepcje – ewolucyjną i rewolucyjną. Którą wybieramy? – i popatrzyła im prosto w oczy. Padło na rewolucję!

Zaproponowała więc śmiałe rozwiązania, ograniczały ją tylko okna i piony. Te piony spędzały jej sen z powiek. – Łatwo powiedzieć: „przenosimy kuchnię”, przenieść trzeba też rury. W starych domach zawsze napotyka się jakąś tajną belkę, czyli coś, czego być nie powinno – śmieje się i dodaje, że przynajmniej z garderobami było prościej, wystarczyło zmniejszyć sypialnię, a wymarzona jadalnia znalazła się na dawnym tarasie.

Na ten trudny czas rodzina Marzeny przeniosła się do domku na wieś, ale na parterze została rodzina męża. – Remont trwał od maja do świąt. Podziwiamy ich za to, że przetrwali tyle czasu w hałasie – wyznaje i opowiada o jedynej podbramkowej sytuacji. – Szwagier jest numizmatykiem i pewnego razu usiadł w gabinecie, otworzył klaser z monetami, a tu sufit się kruszy na kolekcję. Przeniósł się do salonu, ale i robotnicy zmienili front robót i znów to samo. Wtedy puściły mu nerwy.

Eleganckie szarości, morskie błękity i kobiece róże

Wreszcie Marzena zaczęła wybierać tkaniny. Do eleganckich szarości i bieli zaproponowanych przez Annę dorzuciła trochę koloru: rolety z morskimi motywami, zdecydowane poduchy i wściekle różowy puf. – Znowu dojrzewam do zmian – zdradza. I wyciąga opasły wzornik z tkaninami Sandersona, gładząc ręką po przepięknej bawełnie w orientalne wzory. – Może teraz pójdę w tym kierunku?

Tekst: Beata Woźniak
Stylizacja: Katarzyna Sawicka
Zdjęcia: Aneta Tryczyńska
Kontakt do Marzeny Mituniewicz: Galeria Dobra 11, Warszawa, ul. Dobra 11
Za pomoc w organizacji sesji dziękujemy sklepom: B&B Home, Lila Godo, Almi Decor, Home&More, Decolor, NAP  

anna casciarri

Anna Casciarri, autorka projektu wnętrza opowiada o pracach remontowych.

Bardzo lubię pracę przy takich metamorfozach, bo dzięki nim czuję "misję architektoniczną", ratuję niechciane i zaniedbane budynki przed porzuceniem. Zazwyczaj udaje mi się zarazić optymizmem właścicieli i przekonać ich, że wszystko jest możliwe.

Od początku było wiadomo, że w tym domu będzie zmieniany dach, dzięki czemu bez trudu dodamy nowy pokój i oddzielną toaletę na piętrze. Jednak nie od razu gospodarze przekonani byli do całkowitego odwrócenia pierwotnych funkcji wewnątrz domu.

Po pierwszej, entuzjastycznej akceptacji koncepcji nastąpił etap dopracowywania szczegółów i szukania kompromisów. Trochę dyskusji mieliśmy na temat okien w nowym pokoju, trochę na temat usytuowania kominka. Na szczęście szybko dogadaliśmy się w sprawie stylistyki wnętrz – właścicielka jest przecież specjalistką od tkanin, tapet oraz mebli tapicerowanych i pracowałyśmy już przy wcześniejszych projektach.

Krytyczne sytuacje z mojego punku widzenia to „walka” z rurami oraz wyrównanie wylewek. W budynku przed przebudową nie wszystkie posadzki były na tym samym poziomie, więc w trakcie prac remontowych należało je wyrównać, a to zmniejszyło wysokość i tak nie za wysokich pomieszczeń. Efekt jest bardzo dobry, ale w trakcie remontu wiązało się to z dużym stresem.

Dla mieszkańców krytyczną chwilą był moment, kiedy niezbyt solidna firma wykonująca nowy dach, zostawiła go bez zabezpieczenia. Pechowo tego dnia przyszła ulewa i woda wlewała się do środka.

Jestem bardzo zadowolona z końcowego efektu, przede wszystkim z uzyskanej przestronności, jasności wnętrz. Sądzę, że całość jest bardzo funkcjonalna. Fantastyczny jest sypialnia z wyjściem na drewniany taras, cudownym pomieszczeniem jest też nowa jadalnia.

Gospodarze też wyglądają na zadowolonych. Po remoncie przestali nawet wyjeżdżać tak często do swojego letniego domu, który też jest bardzo ładny. Nikt nie ma wątpliwości, że było warto zrobić tak dużą rewolucję w tym domu.

reklama