Tysiąc nocy na Majorce

Etniczne

Gdyby nie wyjazd na stypendium do Polski, pewnie dziś siedziałbym w jakimś banku i podliczał słupki – mówi  ze śmiechem Holger, rodowity Niemiec, handlarz antyków i projektant wnętrz. W mrocznych latach komuny przyjechał studiować w Warszawie ekonomię, szybko jednak okazało się, że praktyka jest znacznie ciekawsza od socjalistycznej teorii. – Przyjaciel z akademika dorabiał sobie, skupując starocie i sprzedając je dalej – opowiada.  – Zacząłem mu pomagać i tak zainteresowałem się  historią sztuki. Gdy wrócił do domu, zdecydował się  na poważnie zająć antykami i wystrojem wnętrz.

Dom na Majorce to zwieńczenie marzeń o życiu w ciepłym klimacie, pośród pięknej architektury. Holger z żoną Marion przeprowadzili się na wyspę dziesięć lat temu.  Początkowo do XVIII-wiecznego palaccio położonego z dala od cywilizacji. Nie wytrzymali tam jednak długo  – tęsknili za tętniącym życiem miastem, pełnym restauracji i galerii. Dlatego na nową siedzibę wybrali dom w centrum Palmy.

– Zafascynowała nas kolonialna architektura i atmosfera artystycznej bohemy panująca w okolicy – tłumaczy Holger. Kojarzy mu się z aurą paryskiego  Montmartre w latach pięćdziesiątych czy londyńskiego Portobello, nim jeszcze najechali je turyści. Dom został całkowicie wyremontowany, jednak zachowano oryginalny rozkład pomieszczeń, włącznie ze znajdującą się na parterze służbówką. Budowla opiera się  o wzgórze, jest zatem dość wysoka, a jednocześnie wąska. Jak żartuje właściciel – windy nie ma, więc trzeba trzymać formę, by mieć siłę wspinać się na kolejne piętra.

Od wejścia z ulicy schody wiodą na pierwszy poziom, gdzie znajduje się hol, pokoje gościnne i patio. By dostać się  do części mieszkalnej, trzeba wejść jeszcze wyżej.  Tam jest salon, jadalnia i niewielka kuchnia – królestwo właściciela, zapalonego kucharza. Na kolejnym piętrze znajduje się sypialnia gospodarzy wraz z garderobą  i łazienką. – W starym domu mieliśmy mnóstwo miejsca, więc zagracaliśmy go różnymi przedmiotami – wspomina Holger. – Tutaj wszystko mamy pod kontrolą.

Wystrój domu łączy estetykę Mykonosu, Marakeszu  i Majorki. Na greckiej wyspie Holger i Marion mieli niegdyś dom wakacyjny, przenieśli więc parę rzeczy do nowej  siedziby. Marakesz z kolei odwiedzali kilka razy i zrobił  na nich ogromne wrażenie. Dlatego właśnie postanowili pomieszać wpływy mauretańskie ze śródziemnomorskimi. Biel, jasny piaskowiec i błękit idealnie komponują się z arabskimi kafelkami na patio. Na dodatek takie zestawienie kolorów nadaje wnętrzu chłodną, ale i przytulną  atmosferę – odpowiednią do klimatu gorącej wyspy.

Meble z kolei to staranna mieszanina przedmiotów  nowych i starych. W jadalni wzrok przykuwa XVIII-wieczny stół z Toskanii, z tego samego okresu pochodzi francuski kominek, zwieńczony zdobnym trumeau. Nowsze sprzęty  Holger kazał pomalować na kolor piaskowca i gdzie trzeba, obić tkaninami w odcieniach błękitu. Część przedmiotów trafiła tutaj ze starego domu, jak na przykład para francuskich foteli czy XIX-wieczne obrazy przedstawiające scenki z życia na Bliskim Wschodzie.

– Często doradzam moim klientom, by łączyli ze sobą elementy stare i współczesne – mówi gospodarz. – Mam wrażenie, że taka kombinacja sprawdza się w wielu wnętrzach, w moim własnym domu też. Kiedy letni upał przestaje doskwierać i nadciąga wieczór, Holger z Marion otwierają szeroko francuskie okna  w sypialni i zasiadają na tarasie z kieliszkiem wina w dłoni.

– Czasem mam wrażenie, że trafiłem do którejś z Bajek Tysiąca i Jednej Nocy – śmieje się właściciel. – A potem przypominam sobie, że to jest moja bajka i ja ją stworzyłem: dokładnie taką, jak chciałem: trochę arabską,  trochę francuską, trochę hiszpańską.


Tekst: Andreas Von Einsiedel
Tłumaczenie: Stanisław Gieżyński
Fotografie: Andreas Von Einsiedel/East News

reklama