Po wielu latach spędzonych w Anglii Andrzej z powodów patriotyczno-sentymentalnych postanowił wrócić do kraju, choć ani żona, ani piątka dzieci nie mówiły słowa po polsku i nie miały ochoty na przeprowadzkę. Przekonał je dopiero ten apartament w środku wielkiego miasta.

Oni kochali Wyspy – Londyn, gdzie rodzina przez długi czas mieszkała, i Brighton, gdzie kupili urokliwy stary dom z kilkunastoma kominkami i wiejskimi antykami. Czy coś mogło konkurować z idyllicznym XVIII-wiecznym kurortem, jakby żywcem wyjętym z powieści Agaty Christie. Trzy czwarte powierzchni miejscowości zajmują parki, a wśród pagórków i drzew stoją dwory i zamki. Żyją w nich potomkowie starych arystokratycznych rodzin, które przed laty uciekły z zatłoczonego Londynu i nad morzem wybudowały sobie letnie rezydencje. Osiedlali się tu też Anglicy wracający z kolonii, co nadawało miejscowości egzotyczny posmak. Za płotem mieszkał na przykład były gubernator Fiji.

W okolicy jest wiele miejsc związanych z historycznymi postaciami: domy Karola Darwina, Karola Dickensa, Józefa Conrada, Ar­thu­ra Conan Doyle’a, Winstona Churchilla i autora „Kubusia Puchatka” Alana Aleksandra Milne’a.

Przenosiny do postkomunistycznej Warszawy były możliwe pod jednym warunkiem – Andrzej musiał znaleźć mieszkanie, które zaakceptowałyby żona i dzieci, zwłaszcza wybredne nastolatki. Nie wchodził w grę dom pod miastem, bo właśnie wielkomiejskość Warszawy miała być dla wszystkich atrakcją. Wybrał nowoczesne mieszkanie pośród parków, z rozległymi tarasami i z ogrodem na dachu. Dziwnym zbiegiem okoliczności z ogrodu widać miejsca związane z młodością Andrzeja i z warszawskimi dziejami jego rodziców.

Andrzej postanowił urządzić mieszkanie w stylu orientalnym, który zawsze lubił, a który go jeszcze bardziej zafascynował podczas podróży do Chin, Indii, Japonii i innych krajów Azji. Podziwiał piękno form i materiałów, zachwycał się wyrafinowaną kulturą orientu – wdziękiem tamtejszych kobiet, dziką, azjatycką przyrodą i całą tajemniczością Wschodu. Jednocześnie nie uległ modzie, by traktować buddyzm jako religię bliższą nowoczesnemu Europejczykowi niż chrześcijaństwo. Nie ma więc w mieszkaniu Andrzeja posążków Buddy, ale nad drzwiami wejściowymi jest chińska transkrypcja modlitwy Ojcze Nasz, a na jednej ze ścian, jakby na przekór orientalnemu wystrojowi wnętrza, XVIII-wieczna kopia obrazu Rafaela przedstawiającego Świętą Rodzinę.

W zaprojektowaniu i urządzeniu mieszkania pomagali Andrzejowi przyjaciele – kolega szkolny Wiesław Olko, a także znany malarz i muzyk Marek Ałaszewski. To on ozdobił motywami bambusa i gałęzi sosny ściany przedpokoju i delikatne drzwi przypominające japoński parawan. W sypialniach wiszą olejne obrazy jego autorstwa przedstawiające krajobrazy tropików. Na drzwiach widnieją japońskie haiku oraz fragmenty chińskiej poezji.

Rodzinie apartament się spodobał, choć żona wraca czasami myślami do przytulnego angielskiego saloniku z ogniem buzującym w kominku. Leczy tę tęsknotę częstymi pobytami w starych, zakopiańskich domach.

Andrzej nawet w pracy nie jest wolny od egzotycznych wpływów. Wystarczy zajrzeć do jego warszawskiej restauracji Kilimanjaro urządzonej w klimacie kolonialnego klubu. Odbywają się tu spotkania założonego przez niego Polskiego Towarzystwa Tropikalnego. A teraz realizuje kolejny projekt – wielki rajd Paryż – Pekin. W 2007 roku wszyscy zwolennicy zbliżenia kultur Wschodu i Zachodu wyruszą w trasę.


Tekst: Andrzej Bogusławski
Stylizacja i fotografie: Joanna Siedlar

reklama