Zaprosił nas Andrzej – ekspert od mieszania rzeczy pięknych, miłośnik barokowego stylu, miśnieńskich waz i kaukaskich haftów.

Cóż można powiedzieć o Andrzeju Sankowskim na pierwszy rzut oka? Właściciel mieszkania, którego pozazdrościliby mu i nad Loarą, i nad Tamizą. Mężczyzna absolutnie stylowy, bardzo stanowczy w sądach i gustach. – Nie rozumiem, jak ktoś może sobie kupić drogi, modny sedes do łazienki, ale za to w salonie powiesić reprodukcję – mówi. Jedni uznają go za ekscentryka, inni – znawcę dobrego stylu i wielbiciela piękna.

– Nie lubię nowoczesnego dizajnu w mieszkaniu. W biurach, sklepach, proszę bardzo, ale w domu niekoniecznie, tu muszą być rzeczy ponadczasowe, a nie modne tylko przez chwilę. A co w takim razie Andrzej lubi? – Klimat osiemnastowiecznych wnętrz – odpowiada. I rzeczywiście, gdy wchodzimy do jego mieszkania, barokowość widać na pierwszy rzut oka.

Rzadko kto potrafi z takim wyczuciem połączyć różne wzory i kolory. Orientalne kobierce i kaukaskie hafty. Tych pierwszych Andrzej ma tak dużo, że musi co jakiś czas je wymieniać. Gdy jedne podziwia na podłodze, inne leżą zwinięte w piwnicy i czekają na swoją kolej. Potem następuje zamiana. Z małym wyjątkiem – jego ulubiony XIX-wieczny perski kobierzec zawsze znajdziemy w korytarzu.

Wzorzyste tkaniny, do których ma wyjątkową słabość, kupuje w ilościach hurtowych i dopiero potem się zastanawia, co z nimi zrobić. Nawet hafty kaukaskie potraktował jak tkaniny obiciowe. Otuliły fotele i parawany. A jak sobie poradził z nadmiarem materiałów ? Uszył dodatkowe pokrowce.

Wszędzie w jego domu natkniemy się na lampy. – Zdarza się, że bardzo zła lampa ma zaskakująco dobry abażur – opowiada gospodarz. Kupuje więc je tylko dla jedwabnych, ręcznie szytych kloszy i wymienia podstawy. Tę w sypialni zrobił z kryształowego wazonu. Podobno w pokoju, gdzie się śpi, trzeba mieć coś z tego szlachetnego szkła. Jednak dla Andrzeja najpiękniejszymi dekoracjami są wazy.

Kolekcję z Delft odziedziczył po matce, która uwielbiała kobaltowy błękit. – Wszystkie inne fajanse, angielskie czy chińskie, matkę drażniły, uważała, że tylko holenderskie są piękne – wspomina Andrzej. Sam ma inne zdanie. W sypialni postawił wazy miśnieńskie, w holu chińskie urny. – Można ze sobą zestawić wiele różnych rzeczy, pod warunkiem, że są bardzo dobrego gatunku. Wtedy nic się nie gryzie, nawet Delfty z Miśnią – tłumaczy.

Choć gospodarz ma dość mocno sprecyzowany gust, w urządzeniu mieszkania skorzystał z pomocy dwóch architektów. Szymon Kalinowski, żeby odpowiednie dać rzeczy słowo, urządził mieszkanie kolekcjami Andrzeja. Z kolei Mateusz Trojanowski zaprojektował układ pomieszczeń. Do łask przywrócił amfiladę. Zaprojektował dwie: jedną przy oknach, a drugą wzdłuż korytarza. Spacer nimi to prawdziwe przeżycie... estetyczne.

Mieszkanie można podziwiać z różnych perspektyw. Uwierzcie, zawsze jest piękne! Skąd u Andrzeja takie zamiłowanie do sztuki i pasja urządzania wnętrz? Ponoć odziedziczył je po babce Helenie. W jego rodzinie krążą opowieści o pradziadku, który mawiał do swoich córek: „Nic na razie nie ustawiajcie, bo jak przyjedzie Helcia, to i tak wam wszystko poprzestawia”.


Tekst i stylizacja: Kasia Mitkiewicz
Fotografie: Radosław Wojnar

reklama