Piero Fornasetti i jego muza

Design

Malarz, rzeźbiarz, dekorator wnętrz, wydawca książek.

 Jest takie zdjęcie: mężczyzna w białej koszuli i fularze trzyma nad głową tacę, z której spogląda dwoje oczu. On to Piero Fornasetti. A hipnotyzujące spojrzenie należy do włoskiej śpiewaczki Liny Cavalieri. Na początku XX wieku diwa okrzyknięta została najpiękniejszą kobietą świata. Piero po raz pierwszy zobaczył ją, kartkując starą francuską gazetę. I choć od dawna już nie żyła, została jego muzą – projektanta zachwyciła klasyczna uroda artystki. Odtąd różnymi minami i grymasami Liny (trzysta pięćdziesiąt wariacji) zdobił prawie każdy swój projekt – dziewczyna o przenikliwym spojrzeniu stała się najsłynniejszym dekoracyjnym motywem świata!

Cavalieri była bodaj pierwszą pin-up girl – zauroczeni chłopcy przypinali jej zdjęcia nad pryczą w koszarach. Do dziś niewiele się zmieniło. Też zdobi ściany, choć nie u wojaków. Linę–kurtyzanę, Linę–clowna, Linę–wenecjankę z kokieteryjną maską na twarzy zobaczymy w loftach i mieszczańskich rezydencjach. Na tapetach, poduszkach i porcelanie. Czasem mrugnie do nas okiem, czasem pokaże język.

Ktoś skrupulatny policzył, że Fornasetti zrobił przeszło jedenaście tysięcy przedmiotów i mebli. Malarz, rzeźbiarz, dekorator wnętrz, wydawca książek. Kiedy był jeszcze studentem, profesorowie na mediolańskiej Akademii Sztuk Pięknych nie wróżyli mu świetlanej przyszłości i po dwóch latach wyrzucili z uczelni – podobno za brak subordynacji i niepodporządkowanie się regułom. Piero przedstawiał własną wersję wydarzeń. – Nie uczyli mnie tego, czego chciałem, na przykład, jak rysować akty. A przecież, żeby zostać dobrym dizajnerem, żeby zaprojektować budynek czy samochód, trzeba umieć narysować nagie ciało.

Co do jednego profesorowie mieli jednak rację – Fornasetti zawsze działał inaczej niż wszyscy. Nie chciał stworzyć marki, bo uważał, że „ludzie mają zwyczaj kupować metki, a nie rzeczy piękne”. Nie chciał sukcesu, bo mawiał, że „artysta, któremu zależy na popularności, przestaje być artystą”. Nawet nie chciał być Włochem, bo „Włosi przypisują ludzi do regionów, prowincji i przyklejają im etykietki”. Ale życie zdecydowało inaczej. Kupuje się „Fornasettiego”, nie tapetę, a rodacy traktują go jak narodowego bohatera. Mimo to Piero do końca życia pozostał skromny (zmarł w 1988 roku).

 – Tłumaczę sny – mawiał i tworzył rzeczy pełne magii i niedomówień. Oprócz Liny Cavalieri na tkaninach pojawiał się Pierrot i karty tarota, na filiżankach słońce, księżyc i dłonie, na meblach fasady renesansowych kamienic.

Dziś dzieło Piera z powodzeniem kontynuuje syn, Barnaba Fornasetti, i pilnuje, by, tak jak za życia ojca, wszystkie rzeczy były robione ręcznie. Sam również projektuje. Inspiracje? Tych nie musi szukać daleko. Rodzinny dom w mediolańskiej dzielnicy Citta Studi był dla jego taty swoistym laboratorium, gdzie eksperymentował z dekorami i kolorami. Z biegiem lat ściany zapełniły się freskami, witryny kolejnymi serwisami, w pokojach stanęły kredensy i krzesła. Szkoda, że domu Fornasettich nie można zwiedzać – to dopiero byłaby podróż w krainę czarów.

Tekst: Monika Utnik-Strugała
Fotografie: Andreas von Einsiedel/East News, www.fornasetti.com, Impresje home collection (przedstawiciel Cole & Son w Polsce), Rosenthal
Kontakt: Tapety kupimy w sklepach Impresje home collection, Galeria Wnętrza i Rosenthal. Meble – w sklepie marki Fornasetti na Corso Matteotti w Mediolanie. Porcelanę – w sklepach Rosenthala (uwaga: kolekcja talerzy została wyczerpana, dostępna tylko na aukcjach sztuki).