Bodo Sperlein ma misję. Chce ratować świat... porcelany. Ocalić od zapomnienia tradycyjne wzory, podarować im drugie życie.

– Ludzie mówią: waza i widzą misę z obtłuczonym uchem pomalowaną w tandetne kwiatki. Chcę walczyć z takimi mitami – tłumaczy projektant. – Jeszcze na studiach na londyńskim University of the Arts zauważyłem, że wzornictwo idzie w złym kierunku: za dużo jest masówki, Europę zalewają przedmioty made in China, marnej jakości. Pomyślałem, że trzeba coś z tym zrobić – wspomina. Zaczął od siebie. Wrócił do domu, zrobił generalne porządki i po godzinie wyniósł na śmietnik ogromny wór z talerzykami z melaminy, plastikowymi pudełkami i infantylnie pomalowanymi jednorazówkami. Odtąd kupował rzadko, ale za to tylko to, co najlepsze: platerowane cukiernice, kryształowe wazony, posrebrzane noże i widelce, miśnieńskie filiżanki. Londyńskie mieszkanie (choć urodził się w Monachium, mówi o sobie, że jest „adoptowanym Anglikiem”) zapełniało się powoli niepowtarzalną porcelaną z antykwariatów i aukcji sztuki.

A gdy skończył studia, sam zaczął projektować serwisy. Klasyczne, ale z nutką modernizmu. Mieszczańskie i awangardowe jednocześnie. Dziś w jego supernowoczesnych wazonach Re-Cyclos z białej matowej porcelany odnajdziemy inspirację secesją, a widelce zdobione kryształkami Swarovskiego przypominają bogate XVI-wieczne sztućce wysadzane najdroższymi kamieniami.

Teraz modny jest slow food, a ja jestem amatorem slow dizajnu – śmieje się projektant.
– Używam porcelany, drewna, lubię przedmioty robione ręcznie, współpracuję z lokalnymi artystami – tłumaczy. – Cenię solidne rzemiosło. Posrebrzane serwisy i chińska porcelana towarzyszyły ludziom przez stulecia, a skoro tak długo, to musiało przecież coś w nich być. Chciałbym, żeby współczesna porcelana dorównywała tej dawnej – mówi. Nie stawia więc na ilość, ale robi przedmioty, które są trwałe. Ba, śmiało można nawet powiedzieć, że należy mu się tytuł naczelnego pedanta: przy pracy nad paterą Papagena dla słynnej firmy Lladro towarzyszył Bodo cały sztab rzemieślników, a i tak pierwsza sztuka powstała dopiero po ośmiu miesiącach. Misa wygląda jak rozgwiazda albo jakby wyrosły jej skrzydła (zrobienie jednego zajęło sześć tygodni!).
Ale nawet tradycyjny Sperlein puszcza czasem wodze wyobraźni.

Raz zaprojektował filiżankę Equus z uszkiem w kształcie końskiego kopyta, kiedy indziej znów pękatą cukiernicę Delectable na smukłej nóżce. – Ludzie wciskają ceramikę w sztywne ramy, a przecież nie trzeba tradycji brać tak dosłownie, można czasem pożartować – zachęca. Więc kształt kubka czy czajnika pozostaje klasyczny, tylko rączki, uszka, nóżki dorzuca bardziej ekscentryczne.

W ogóle bywa, że porzuca na jakiś czas klasykę i oddaje się bardziej odlotowym projektom. Oprócz talerzy i filiżanek Bodo robi dla Lladro biżuterię, zasłynął też z lamp: najbardziej znana to Niagara – „wodospad” porcelanowych motyli. Motylami projektant ozdobił również okrągłą szklaną Freeze Frame Butterfly, a porcelanowymi kwiatami – Teardrop, żyrandol w kształcie kropli wody (obie wymyślił dla Lladró). Mówi, że „jeśli nie masz dobrego oświetlenia, nie widzisz piękna przedmiotów”. Sprytnie, projektuje lampy, bo jego porcelana, dobrze oświetlona, jeszcze bardziej zwraca wtedy na siebie uwagę.

Tekst: Monika Utnik-Strugała
Fotografie: Bodo Sperlein, Lladro