Kiedyś sądzono, że przynoszą pecha. Jednak ci, którzy mają je w swoich sejfach, to prawdziwi szczęściarze.

Niejeden stracił głowę dla tych kamieni, niejeden stracił głowę przez nie. A jeszcze więcej głów – zwłaszcza tych koronowanych – mocno ich pożądało. W końcu byli i tacy, którzy zachodzili w głowę, dlaczego opal zamknięty w bankowym sejfie blednie i marnieje.

Pewien rzymski senator musiał pakować manatki i uciekać z Rzymu po tym, jak Marek Antoniusz zapragnął jego kolorowego opala wielkości migdała. Wódz uznał, że byłby to idealny prezent dla ukochanej Kleopatry, ale uparty polityk za żadne skarby nie chciał odsprzedać kamienia. Został więc wygnany.

Co takiego mają w sobie opale, że lepiej poświęcić stanowiska i zaszczyty, niż się ich pozbyć?

Niezwykłą urodę – jak żadne inne kamienie mienią się wszystkimi kolorami tęczy. Dlatego właśnie Aztekowie nazywali je rajskimi ptakami. Ale owa tęczowość bywała też kłopotliwa, bo niektórzy nie wierzyli, że są prawdziwe – takim pałają „ogniem”.

Tego poglądu nie podzielali królowie, bo zawsze chętnie widzieli je w swoim skarbcu, na szyi czy głowie. W tym wypadku nie tylko uroda mogła mieć jednak znaczenie – w końcu opale to jedne z najcenniejszych kamieni (najrzadsze są czarne oraz tak zwane ogniste: krwistoczerwone, przezroczyste). Biały Orphanus znalazł się w koronie Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Czerwony Pożar Troi nosiła na szyi Józefina. Królowa Wiktoria miała całą kolekcję opali i traktowała je jak talizmany. A Elżbieta II z okazji pierwszej wizyty w Australii (to zagłębie opali, tutaj wydobywa się ich najwięcej) dostała w prezencie słynny błękitny Andamooka, z którego poleciła zrobić naszyjnik.

Biżuterią wysadzaną tymi kamieniami chwaliły się też znane gwiazdy: długie kolczyki Elizabeth Taylor mieniły się głębokim granatem i morską zielenią. Kosztowny sygnet z mlecznym opalem otoczonym diamentami nosił król rockandrolla Elvis Presley. A specjalnie dla aktorki Sarah Bernhardt inna sława, Alfons Mucha, zaprojektował z opali bransoletę i pierścień w kształcie węża i skarabeusza.

Ale uwaga, z drogocennymi pięknościami trzeba umieć się obchodzić. I to nie tylko dlatego, że kosztują krocie (niedawno na jednej z aukcji słynny Flame Queen, który przypomina sadzone jajko – czerwony w środku, a kobaltowy dookoła – sprzedano za okrągły milion dolarów!). Mocno zdziwił się kiedyś pewien majętny przedsiębiorca, który schował swoje kosztowne okazy w bankowym sejfie i regularnie odwiedzał skrytkę, by nacieszyć nimi oczy. Podczas jednej z wizyt zauważył, że opal stracił bajeczne kolory. Zaczął nawet podejrzewać, że trafiła mu się podróbka, a nie prawdziwy klejnot. Tymczasem zagadki żadnej w tym nie było – opale zamknięte w suchym pomieszczeniu matowieją. Wystarczy je jednak lekko zmoczyć, a odzyskają dawny blask.

Jeśli ktoś nie ma opali i specjalnie wypchanego portfela, żeby je kupić, może spróbować szczęścia i wejść na stronę sklepu internetowego www.opalshop.com.au – właściciele zamieścili tam zdjęcie przedstawiające ścianę kopalni: trzeba kliknąć myszką w miejscu, w którym uważamy, że mogłaby się znajdować żyła opalu. Co miesiąc do wygrania jest szlachetny kamień o wartości 100 dolarów.

Bardziej zdeterminowanym proponujemy podróż do Australii, do Coober Pedy, gdzie tych kamieni wydobywa się najwięcej. Do osady, zwanej podziemnym miastem – bo tworzą ją wyłącznie kopalnie i wydrążone w skałach domy – zjeżdżają ludzie z całego świata: policjanci, bankierzy, nauczyciele, handlowcy, żeby... kopać. Praca to niełatwa – opale zwykle zamknięte są w tak zwanych gniazdach, czyli w większych kamieniach, które trudno odróżnić od bezwartościowych skał. Poszukiwacze kopią miesiącami, jak w czasach gorączki złota, licząc, że któregoś dnia zostaną w końcu milionerami.

Tekst: Monika Utnik-Strugała
Zdjęcia: www.sothebys.com (Domy aukcyjne: Londyn, Nowy Jork, Hongkong), www.bonhams.com, www.bukowskis.com, Corbis/Fotochannels, Getty Images/FPM, Alamy/BE&W, Hemis/East News, Rempex, Desa Unicum

reklama