Tajemnice talii kart

Kolekcje

Dlaczego król kier jako jedyny nie ma wąsów, skąd przyjechał dżoker, kto był nadwornym kreatorem mody karcianych władców? Talia ma wiele tajemnic.

Graliśmy uczciwie: ty oszukiwałeś, ja oszukiwałem, wygrał lepszy – mówi bohater filmu „Wielki Szu”. Postać stworzona przez Jana Nowickiego to z jednej strony mistrz pokerowego przekrętu. Z drugiej – człowiek, który przegrał z kartami swoje życie. Andrzej Rzepkowski, właściciel największej w Polsce kolekcji kart do gry, w kwestii swoich okazów z zasady postępuje uczciwie. I nigdy nie gra va banque.

Według oficjalnych danych jego zbiór liczy 15 tysięcy pojedynczych kart i ponad 2 tysiące talii. Ile jest ich dokładnie, nie wie nawet sam kolekcjoner. Cały czas coś dokupuje i wymienia, więc zbiór na przemian to się kurczy, to rozrasta. Kolekcję można było zobaczyć w Muzeum Plakatu w warszawskim Wilanowie. Razem z dziełami sztuki i przedmiotami codziennego użytku, zdobionymi karcianymi motywami, zbiory Andrzeja Rzepkowskiego współtworzyły wystawę „Gry wyobraźni”. Śledząc, jak zmieniały się karty do gry, możemy równocześnie przekonać się, jak wielki wpływ miały na życie naszych przodków (i nasze).

Wynalazek ludzkości

Co nie wypaliło przy wieży Babel, udało się w talii kart. Jest ona lepszym dowodem międzynarodowej współpracy niż projekt kosmiczny Sojuz. Współczesny kształt i wygląd talia zawdzięcza pomysłom z co najmniej ośmiu krajów, z czterech kontynentów, z ostatnich 1200 lat.

Papier wymyślili Chińczycy. Stamtąd też pochodzą karty. Na początku IX wieku, za panowania dynastii Tang, nadworny pisarz wspomina, że córka cesarza grała w nie z krewniakiem męża. Najpewniej używali jednak do tego kostek do madżonga, ale już 100 lat później inny skryba opisał cesarza Mu-Tsung tasującego papierowe karty. W tej formie ruszyły na podbój świata. Opanowywały kraj po kraju. W Indiach do znaczków graficznych domalowano obrazki (na awersie i rewersie!). Podobno dla większej wygody i przyjemności gry, choć trudno to sobie wyobrazić, skoro indyjska talia ma aż 32 kolory!

Na szczęście Babilończycy ograniczyli liczbę kolorów do czterech. Nie przypominały jednak naszego kiera, karo, trefla i pika. Te wymyślili Francuzi, chcąc zastąpić skomplikowane graficznie arabskie monety, kielichy, miecze i pałki (według tradycji symbolizowały dworzan sułtana: skarbnika, podczaszego, giermka i mistrza polo). Europejskie symbole ułatwiły kartom podbój świata. Bo pierwsze talie były ręcznie malowane i tak drogie, że mogli sobie na nie pozwolić tylko bogacze – z notatek królewskiego skarbnika Karola VI dowiadujemy się, że trzy zamówione przez monarchę komplety zostały wliczone w państwowe wydatki. Tymczasem nowe oznaczenia mocno obniżyły koszty produkcji. Dzięki wynalezieniu druku zamiast ryć w drewnie, wystarczało zrobić stemple. I tu przydały się uproszczone symbole Francuzów. A także dama, dla której kultura arabska nie przewidziała miejsca na karcianym dworze. Tanim, czytelnym i „równouprawnionym” kartom już nikt nie potrafił się oprzeć.

Kropkę nad i postawili Amerykanie, którzy w połowie XIX wieku dołożyli nową kartę – dżokera oraz dodali narożne indeksy. Te drugie były użyteczne zwłaszcza podczas pokera, bo gracz trzymał talię ściśle w ręku, a nie jak wachlarz, którego zawartość przeciwnik mógł z łatwością podejrzeć.

Sekrety karcianego dworu

Na pierwszy rzut oka to prostokąty sztywnego papieru. Ale jeśli się lepiej przyjrzeć, karty odzwierciedlają historię świata. Bo na najstarszych figury nie były anonimowe. Król pikowy miał na imię Dawid i dzierżył herb Francji; kiery należały do Karola w barwach brytyjskich; władca karo to Cezar z herbem Hiszpanii, treflem zaś władał Aleksander reprezentujący barwy papieskie.
Czy zastanawialiście się, dlaczego król kier jako jedyny z karcianych władców nie ma wąsów? I dlaczego wbija sobie miecz w głowę? Niektórzy twierdzą, że to hołd dla bohatera krucjat, Ryszarda Lwie Serce. Niestety, rzeczywistość okazuje się bardziej prozaiczna. Przerysowywane w nieskończoność figury na kolejnych kopiach traciły detale. Przykładem król kier, który zaczynał nie z mieczem, ale z toporkiem w dłoni i tak jak reszta karcianych władców nosił wąsy.

Inne pytanie – dlaczego najwyższą kartą w kolorze jest as? To echo rewolucji francuskiej. Kiedy wszyscy obywatele stali się równi, pozbawiono władzy karcianych królów i od tamtej pory rządzi as.

Nic dziwnego, że z pełną tajemnic historią karty stają się łakomym kąskiem dla kolekcjonerów. – Do naszych czasów dotrwały tylko nieliczne egzemplarze – mówi Andrzej Rzepkowski. – Moje najstarsze talie pochodzą z połowy XIX w. A to dlatego, że zawsze służyły przede wszystkim do gry i kiedy się niszczyły, po prostu je wyrzucano.

Nowe szaty króla

Karty są wrażliwe na zmieniające się epoki i style. Figury niby noszą kostiumy ponadczasowe, jednak rysunek twarzy i postaci, a także sposób obrazowania – od realistycznego do umownego – wiele mówią o artystycznych modach. Swoje talie zaprojektowali m.in. Salvador Dali, Piotr Młodożeniec i Małgorzata II, królowa Danii. Karty uwiodły też wielkich kreatorów – Versace, Boss, Yves Saint Laurent, Jean-Paul Gaultier i Herm¯s wymyślili własne wersje figur, dopasowując je mocno do lansowanej przez siebie mody. Można powiedzieć – na nowo ubrali króla, damę i waleta.

Karciane szaleństwo inspirowało i nadal inspiruje wynalazców, projektantów, dekoratorów. Dla nałogowców powstały nie tylko przyrządy do rozdawania kart (jeden znajduje się w kolekcji Andrzeja Rzepkowskiego) i specjalne stoliki do gry. Motywy karcianych kolorów pojawiają się na wszystkim: meblach, przedmiotach codziennego użytku, tkaninach, strojach. Karty przebiły się do literatury („Król, dama, walet” Vladimira Nabokova), muzyki („Traviata” Giuseppe Verdiego) i malarstwa. Paul Cézanne uwiecznił „Grających w karty” jako ludzi skupionych na uczciwej rywalizacji, którzy nie zamierzają wykiwać partnera. Widać, fair play się opłaca – karciarze francuskiego impresjonisty trzy lata temu „wygrali” na aukcji 250 mln dolarów.

Diabelska zabawka

O tym, jak wielka jest ich siła, przekonał się na własnej skórze Fiodor Dostojewski. W kwietniu 1871 roku pisarz pojechał do Wiesbaden, ale zamiast u wód spędzał całe dnie i noce w miejscowym kasynie. Ponoć do gry namówiła go żona Anna, która sądziła, że hazardowa adrenalina pomoże mężowi wydobyć się z mroków depresji. Pobyt w Wiesbaden zakończył się jednak całkowitą klęską. Dostojewski przegrał w karty (i ruletę) wszystkie pieniądze, włącznie z tymi, które połowica przesłała mu na podróż, i aby wrócić do domu, zapożyczał się na prawo i na lewo.

Zdecydowanie więcej szczęścia przy zielonym stoliku miał Richard Nixon i z pokerowej wygranej sfinansował sobie kampanię wyborczą. Potem, już jako prezydent Stanów Zjednoczonych, hazardowe zagrywki stosował wobec przeciwników politycznych i pokerową twarzą maskował swoje zamiary. Zresztą nie trzeba szukać w przeszłości. O tym, że od kart łatwo można się uzależnić, świadczy przypadek komisarz wystawy w Muzeum Plakatu, pani Izabeli Iwanickiej. W podzięce za współpracę dostała od Andrzeja Rzepkowskiego zabytkowego asa. Nie minęło kilka tygodni, a sama zaczęła zbierać stare karty.

Tekst: Monika Małkowska, Hubert Musiał
Zdjęcia: Muzeum Plakatu w Wilanowie, z kolekcji Andrzeja Rzepkowskiego, Oddział MNW, Fotochannels/Corbis/Bridgemanart, Getty Images/FPM, East News, Wikipedia, Shutterstock

reklama