Przez zmrużone powieki

Artyści

Kiedy zaczynam malować, mrużę oczy, jakbym patrzyła na słońce – mówi Karolina Modlińska. Wtedy wszystko rozlewa się w kolorowe plamy, a ja próbuję wydobyć z nich emocje i przenieść je na płótno.

Malowałam od dzieciństwa – wspomina Karolina. Mamę bardzo niepokoiły moje prace, bo… rysowałam wszystko do góry nogami. Zabrała mnie do psychologa i u niego w gabinecie namalowałam obrazek bokiem – opowiada. – Pomogła godzinna „terapia” i zaczęłam rysować normalnie. I tak jest do dziś.

Karolina mówi, że jej malarstwo jest wrażeniowe. Nie spędza przed sztalugami długich godzin, cyzelując szkic i dobierając barwy. Wystarczy impuls, przelotne spotkanie na ulicy albo przypadkowy detal, żeby zabrała się do pracy. – Kiedy coś pojawia się w mojej głowie, muszę to natychmiast przenieść na płótno – podkreśla.

Maluje szybko i krótko. Jeśli obraz jej się nie podoba – zamalowuje go. Czasem osiąga dzięki temu ciekawe efekty, kiedy spod farby wyłazi jego historia, na przykład jakiś rozmazany fragment twarzy. Malarka często nie dokańcza swoich prac. Jeśli na jakimś etapie uzna, że obraz jest wystarczająco dobry, nie bawi się w dokładanie szczegółów.

– To, co tworzę, to jest mój świat i moja forma – mówi Karolina. – Kiedyś przyszedł do mnie kolega. Obejrzał wiszące na ścianach obrazy i stwierdził, że chyba jestem strasznie ponura. A to nieprawda. To, co zostaje na obrazie, odzwierciedla nie tylko mój nastrój, ale i humor osoby, którą maluję. Dlatego ten ktoś z portretu może przypominać zarówno siebie, jak i mnie. Pozowanie do obrazu jest zawsze trochę sztuczne. Karolina najchętniej maluje kobiety. Twierdzi, że jest w nich coś tajemniczego i miękkiego, no i – wyglądają na obrazach lepiej niż mężczyźni.


Tekst: Stanisław Gieżyński
Fotografie: Tadeusz Mirosz

reklama