Kamil Targosz jest malarzem, grafikiem i rysownikiem. Jak sam o sobie mówi, wypowiada się na płótnie, papierze, ścianie, płocie i w książce. Urodził się, uczył i mieszka w Krakowie.

Trudno pana znaleźć w internecie... 

Jak to? Proszę wpisać: Kamil Targosz.

Wpisałem. Nie ma pan strony internetowej, profil na portalach społecznościowych jest prywatny.

To jest trochę tak: moi przyjaciele są architektami, mają działkę w Beskidzie Niskim, sto razy ładniejszą niż moja. Mój dom już stoi, choć jeszcze nie do końca gotowy. Ich dom ma być tak świetny, że go wciąż nie ma… I tak też jest z moją stroną. 

Od dawna pan bywa w tym Beskidzie?

Pierwszy raz przyjechałem dwadzieścia kilka lat temu. Grałem wtedy na harmonijce z Maćkiem Maleńczukiem. Mogę panu zaprezentować… A nie, nie znajdę instrumentu. Ma pan szczęście (śmiech). W każdym razie na Famie w Świnoujściu poznaliśmy zespół Varsovia Manta. Zaprzyjaźniłem się z nimi, oni mnie w Beskid Niski zaprosili. 

Poznał pan tam Andrzeja Stasiuka…

Andrzej mieszkał w Czarnem. Ja malowałem portrety z motywami masek afrykańskich, duże formaty. Malowałem murale we Francji i we Włoszech, robiłem akwafortę, ale nie chcę już w domu trzymać kwasu azotowego. Z czasem zacząłem robić okładki i ilustracje do książek. Teraz maluję małe obrazy, bo muszę je szybko przemieszczać, żeby dzieciom nie wpadły w łapska. Bardziej jestem znany z ilustracji niż ze sztuki.

{google_adsense}

Jak wygląda współpraca ilustratora z pisarzem?

Z „Kucając” było tak: Andrzej powiedział, że pisze książkę o zwierzętach. Namalowałem obrazy, on je zobaczył, uradował się i święty spokój. Dawniej wysyłał mi tekst, ja go czytałem i ilustrowałem. Tak było, gdy pisał do „Tygodnika Powszechnego”. Ze dwa razy zdarzyło się, że ja mu dałem ilustrację, a on do niej coś napisał. 

Widzę po obrazach, że lubi pan zimę.

Interesuje mnie jej monochromatyczność, ciemne drzewa i biały śnieg. Teraz nie ma zimy w mieście, takiej, że trzeba odśnieżać samochód i człowiek wszędzie się spóźnia. Letni pejzaż nie jest dla mnie interesujący. Uwielbiam różne zimy Hokusaia, choć się nim nie inspiruję. 

A rycerze? 

Rycerzy maluję dla przyjemności. Jako pacyfista przedstawiam ich w śnieżnym krajobrazie, bo myślę sobie, że wtedy jest zbyt zimno, żeby walczyć. 


rozmawiał: Staszek Gieżyński 
zdjęcia: archiwum artysty, Joanna Roman