Skoro wielcy kreatorzy mody, malarze, architekci, ba, nawet kucharze szukają inspiracji w odległych krajach, dlaczego my nie mielibyśmy podpatrzyć kilku pomysłów, które zmienią nasz dom.

Z Meksyku ściągniemy mocne, agresywne kolory – oranże, żółcienie, seledyny i błękity. Z północnej Afryki lekkie w formie i bardzo wysmakowane dekoracje w stylu mauretańskim. Z Prowansji lub Skandynawii – surowe tkaniny (lny, płótna), kamień, malowane i kute meble. A Orient? Z niego można czerpać garściami: przede wszystkim uwiedzie nas zapach egzotycznego drewna i kadzideł, ale także wiklina, rattan i bambus.

W dalekich zakątkach świata podpatrzymy architektoniczne detale – schody, sklepienia, łuki. Poza tym wschodnie wojaże to również idealna okazja, by kupić dodatki, od tkanin na ceramice i rzeźbach kończąc. Unikajmy jednak straganów oferujących turystom, w zależności od miejsca, miniaturowe piramidy, posążki Buddy czy wieże Eiffla. Warto się rozejrzeć i znaleźć sklep z rzemiosłem artystycznym. Ceny będą zapewne wyższe, ale unikniemy zagracenia domu produkowaną w Chinach masówką.

Ze Stambułu przywieziemy dywany, kilimy i ręcznie tkane poduchy, z Nikozji koronki, z Barcelony ceramikę, z Murano szkło, a z Lizbony – azulejos. Są miejsca, gdzie ludzie z pokolenia na pokolenie tworzą rzeczy piękne i wartościowe. Trzeba jednak uważać, by w ferworze kupowania pamiątek nie popaść w niebezpieczne w skutkach zbieractwo. Bo gdy obok siebie lądują przedmioty z różnych części świata – marmurowa patera z Carrary, japoński wachlarz, afrykańska rzeźba – wnętrze szybko staje się pozbawionym uroku składowiskiem. Ale dodatki to nie wszystko. Meble!

Dziś nie trzeba już sprowadzać ich z daleka – stoły, łóżka czy komody znajdziemy na szczęście w rodzimych sklepach specjalizujących się w meblach kolonialnych, indyjskich czy rattanowych. Jedyna pułapka to nierzetelni fachowcy. – Często zdarza się, że sprzedawcy mebli indyjskich przekonują nas, że zrobione są z drewna palisandru.

Tymczasem występuje ono wyłącznie w Ameryce Środkowej i w Indiach jest nieznane – przestrzega Artur Szwedowski ze sklepu Meble Indyjskie Orange Tree. – Hinduscy rzemieślnicy do wyrobu mebli stosują tek, shisham, mango lub akację azjatycką (zwaną potocznie kiker lub babu). Ta ostatnia jest co prawda krewną palisandru, ale bardzo daleką – dodaje.

Tam, gdzie dominuje egzotyka, meble grają pierwsze skrzypce i dowolność nie jest wskazana. Muszą być masywne i trwałe, zrobione z odpowiedniego drewna (kolonialne na przykład z mahoniu lub wenge) i elegancko wykończone. Inne kupimy do wnętrz kolonialnych (masywne biurka do gabinetów, duże przeszklone szafy biblioteczne), inne do orientalnych (niskie ciężkie taborety, ławy, solidne łoża z rzeźbioną ramą baldachimu i zagłówkiem z drewna różanego).

Dużym wyzwaniem pozostają meble indyjskie, bo trudno jest wskazać ich cechy charakterystyczne. Nie można tu nawet mówić o jednym konkretnym stylu. – Bo pojęcie stylu indyjskiego w ogóle nie istnieje – mówi Artur Szwedowski. – Są meble indyjskie. A ile bóstw na hinduskim firmamencie, tyle lokalnych wzorów, czasem nawet w skali jednej wioski. Na południu Hindusi kochają detale i wyrafinowane koronkowe rzeźbienia, na północny zaś meble proste w formie, ale za to kolorowe – tłumaczy.

Zresztą, zawsze warto pamiętać o tym, że każdy z egzotycznych stylów powstawał w specyficznym klimacie i scenerii. Głębokie odcienie błękitu w mauretańskich wzorach najlepiej będą wyglądać w gorącym południowym słońcu, a meble kolonialne w portach dawnych kompani handlowych. Dlatego wybranego stylu nie traktujmy zbyt dosłownie. Nie wszystko musi być orientalne, prowansalskie, skandynawskie...

Chodzi raczej o wprowadzenie pewnego klimatu, nastroju, a ten można uzyskać czasem kilkoma drobnymi zabiegami. Bo, jak mawiał Marcel Proust, „prawdziwa podróż odkrywcza nie polega na szukaniu nowych lądów, lecz na nowym spojrzeniu”. Niech wakacyjne podróże przyniosą nam dobre pomysły.


Tekst: Monika A. Utnik
Fotografie: archiwa firm

reklama