Są jak dwie siostry. Jedna to trzpiotka. Druga stateczna, godna zaufania. Obydwie pilnują naszych rzeczy.

Artur Wellesley, pogromca Napoleona spod Waterloo, miał specjalną komodę, w której trzymał wojskowe trofea (wysoką, z dwunastoma szufladami na medale; nazwano ją później komodą Wellingtona). Ale żywot komody rozpoczął się nie na polu bitwy, lecz w... sypialni. Królewskiej, u Ludwika XIV. To dla niego ozdobną komódkę wymyślił słynny stolarz André Charles Boulle. Dzięki niemu ciężka skrzynia dostała nogi i zamieniła się w ozdobę salonów.

Właśnie komoda jest jednym z najdroższych mebli świata! W rankingu wyprzedza ją chyba tylko florencki kabinet z XVIII wieku, nad którym przez 12 lat pracowało 30 rzemieślników (w Christie’s poszedł za 36,7 mln dolarów), oraz ulubiony fotel Yves’a Saint-Laurenta projektu Eileen Gray (ponad 27 mln). Ta najcenniejsza pochodzi z czasów Ludwika XVI, a jej ściany zdobią złote japońskie malowidła. Cena w Sotheby’s – 7 mln dolarów. Aż trudno uwierzyć, że w wiktoriańskiej Anglii nazwa „commode” zarezerwowana była dla skrzyni skrywającej nocnik. Ale to przeszłość.

Dziś projektanci nie przejmują się dawnym przeznaczeniem ani komód, ani ich młodszych sióstr – konsoli. Kształty i techniki dekoracyjne sprzed lat robią jednak wciąż furorę; dość spojrzeć na fornirowane i brzuchate fronty, ozdobne uchwyty, misternie rzeźbione fartuszki. Ogromnych umiejętności wymaga tapicerowanie skórą – znajdziemy je u włoskiej Selvy i francuskiej Elitis. Ekskluzywna Tura meble forniruje płatkami pergaminu z koźlej skórki, a widownia zachodzi w głowę, jakie drewno daje efekt tak niezwykłej głębi. I choć technologia 3D umożliwia sfotografowanie najbardziej nawet skomplikowanych intarsji czy inkrustacji i naniesienie zdjęcia na deskę (na targach w Mediolanie widziałam tak podrobione parkiety; do głowy by mi nie przyszło, że chodzę po linoleum), koneserzy i tak sięgają po szlachetne materiały i rękodzieło.

Tekst i opracowanie: Joanna Halena
Zdjęcia: materiały prasowe firm

reklama