Słońce i zazdrość kazały kiedyś szczelnie okna zasłaniać. Ale byli też zwolennicy odsłaniania, bo po co się chować, kiedy w domu nikt nie grzeszy. A dziś…

Najstarsze są rolety. Trzcinowe znajdowano już w grobowcach faraonów, a Japończycy robili je z bambusa. Koczownicze plemiona z kolei używały kawałków tkanin, często moczonych w wodzie, by chronić się przed ostrym słońcem. W miastach było podobnie – okna zasłaniano skrawkami niepotrzebnych materiałów, a nawet starymi ubraniami przyczepianymi za pomocą sznurków do listewek.

Od zwijacza do pilota

Rolety przez lata przechodziły metamorfozy. W nowinkach przodowali Amerykanie. W XIX wieku wynaleźli zwijacz i mechanizm sprężynowy. W latach 70. XX wieku zastąpił go koralikowy łańcuszek.

Dziś rolety opuszcza się i podnosi nawet za pomocą pilota. Dzięki udoskonalonym materiałom chronią nie tylko przed światłem, ale i przed hałasem czy upałem. Zewnętrzne dają odpór włamywaczom. Materiałowe, wieszane raczej dla ozdoby, mogą być proste lub układać się fantazyjnie: w równe pasy (wenecka), wachlarzowo albo kaskadowo (rzymska), z bufkami czy ozdobnymi zakolami na dole (austriacka).

Żaluzje z haremów

Mniej więcej w tym samym czasie co rolety powstały żaluzje.

Połączone kawałki deszczułek lub bambusa to podobno wynalazek starożytności (dziś są i z plastiku, i z metalu). Ale patent na nie dostał dopiero paryski stolarz Cochot na początku XIX wieku (niektóre źródła podają, że pierwszy był angielski projektant Edward Bearn w 1769 roku, któremu przypisuje się roletę zewnętrzną).

Nazwę – jalousie, co znaczy zazdrość – i podobny mechanizm działania Francuzi zapożyczyli z haremów. Tam okna zasłaniały specjalne kraty, dzięki którym nie dało się zobaczyć, co działo się w środku. Pierwsza fabryka żaluzji powstała w Hamburgu w połowie XIX wieku, założył ją Heinrich Freese.

Swoją drogą konstrukcja żaluzji jest podobna do tzw. shutter- sów – to drewniane okiennice wewnętrzne z obracanymi lamelami. Wymyślili je również starożytni, ale tym razem Grecy. Używane są do dziś.

Najmłodsze są zasłony

Na szklane szyby w średniowiecznej Europie mogli pozwolić sobie jedynie bogacze (biedacy mieli wywietrzniki). Nawet na dworach nikt okien nie zasłaniał. Tkaniny były horrendalnie drogie, przywożone z Dalekiego Wschodu wyściełały raczej zimne kamienne ściany i podłogi. Zwieszano je też wokół łóżek.

Dopiero w XVII wieku na dworach francuskich i angielskich w oknach pojawiły się zasłony. Natomiast w Holandii jeszcze w XIX wieku obowiązywała zasada: "nic do ukrycia". Gołe okno miało być gwarancją wierności żony, gdy mąż wyjeżdżał w interesach. Przy okazji wpuszczało sporo światła, bo na nadmiar słońca Holendrzy nie narzekają.

Dziś wszelkie chwyty są dozwolone. Łączyć można wszystkie wynalazki do zasłaniania okien. Lekka firanka udrapowana na ozdobnym karniszu, a do tego roleta. Lub inaczej: podpięte zapinką kolorowe zasłony (dla ozdoby) plus przyciemniające okno żaluzje (dla osłony). Albo… po prostu nic, zwłaszcza gdy za oknem roztacza się piękny widok na ogród.


Tekst: Urszula Bajorek
Fotografie: serwisy prasowe firm

Nr 8 (116/2012) 

reklama