Maluje, pisze, kolekcjonuje. Ma słabość do Dalekiego Wschodu, buddyzmu i metafor. To będzie opowieść o Norbercie Skupniewiczu.

Stary dwór pod Poznaniem, otoczony równie starym parkiem, czasy świetności dawno ma już za sobą. Ale ten mocno sfatygowany budynek – pełen tajemniczych pokoi i zakamarków – jak żaden inny odpowiada pewnemu zapracowanemu poznańskiemu artyście. – Jestem tu od trzydziestu trzech lat i będę tutaj tworzył do końca życia – śmieje się Norbert Skupniewicz. I chyba rzeczywiście w tej okolicy znajduje natchnienie, bo choć na emeryturze, jest nadal bardzo aktywny.

W dzieciństwie uprawiał boks, mieszkał w Nekielce nad Notecią, i musiał się przecież czymś zajmować. Poza zapasami i boksem nie było wtedy innych sportów walki, a starcie z konkretnym przeciwnikiem lubił. Potem zainteresował się żeglarstwem, nurkował, a nawet przez jakiś czas pracował na statku. Jednak swoje losy związał ze sztuką. Sam ją tworzy, a do tego zbiera.

Studwudziestometrowa pracownia to wymarzone miejsce dla obrazów i jego ogromnej kolekcji. Maluje, pisze wiersze (haiku – to niezwykle trudna, ale i fascynująca forma literacka, bo w siedemnastu sylabach trzeba zmieścić cały poemat), książki (ostatnio skończył 280-stronicową książkę o morzu – w końcu zna je jak własną kieszeń). Ale największą pasją profesora pozostaje Daleki Wschód.

W przeciwieństwie do innych kolekcjonerów nie skupia się na jednym kraju czy jednej dziedzinie sztuki: wcześniej interesował go drzeworyt, teraz bardziej lubi ceramikę. W swoich zbiorach szczególnie ceni chińską figurkę z brązu przedstawiającą boginię Guayin, która pełni podobną funkcję jak katolicka Maryja. Jej imię oznacza dosłownie: „obserwować dźwięki”, bo podobno wysłuchuje wszystkich próśb.

– Dziś potrafię rozróżnić Japonię od Chin, Chiny od Chin i Japonię od Japonii – żartuje artysta. Ale początki kolekcjonerstwa nie były łatwe. – Czterdzieści lat temu niewiele można było znaleźć na ten temat. Niewielu było specjalistów. Właściciel jedynego wówczas antykwariatu na Starym Rynku pomagał mi oceniać wartość przedmiotów – wspomina artysta.

W końcu sam wziął się za studiowanie książek o sztuce Dalekiego Wschodu i tak zebrał okazałą bibliotekę. Dlaczego tak bardzo pasjonuje go ta kultura? – Trudne pytanie, ten świat ma inne podejście do sztuki, człowieka i śmierci. Tam każdy ma szansę wyjść poza kręgi reinkarnacji i osiągnąć wolność absolutną – kwituje.

Norbert Skupniewicz niechętnie mówi o sobie, może dlatego, że jak przekonywał w jednej z dyskusji akademickich: „najważniejsze jest dzieło, autora można pominąć, niczego nie musimy o nim wiedzieć, autor nie może wynosić się ponad dzieło, chyba że myślimy o cyrku i akrobatach; o ekwilibrystyce”.


Tekst i stylizacja: Agata Drogowska
Fotografie: Norbert Banaszyk/DADA

reklama