Parkiet na ścianie, światło ukryte w szczelinach, konsola z gazet, drzwi ledwie maźnięte farbą... U Dominiki nie można się nudzić!

reklama

Pierwsze wrażenie? Nowocześnie i sympatycznie, ale kiedy rozejrzymy się i popatrzymy na detale, dom zaskakuje. A jeszcze cztery lata temu był zwyczajną kostką w zarośniętym ogrodzie. Kiedy trafił w ręce Dominiki Wojtkowskiej, wszystko się zmieniło. Teraz jest to 180 metrów nowoczesnej przestrzeni, na której architektka mieszka z mężem i dwójką dzieci.

Dom zagadka – wnętrze z parkietem na ścianie

- W swoim domu wreszcie mogłam trochę poeksperymentować. Zależało mi na tym, aby zaciekawić gości – mówi Dominika. Stąd pomysł na podłogowy parkiet, który zobaczymy też na ścianie w salonie, kuchennych meblach i schodach. Żeliwne schody, prosty ażurowy ciąg, zostały zrobione na zamówienie. Drewno ułożone w jodełkę jest tylko na kilku stopniach.

Popatrzmy też na światło, które sączy się malowniczo ze szczelin, wędruje po suficie i schodzi na ściany. Nawet spokojna na pierwszy rzut oka sypialnia wywołuje uśmiech, kiedy dostrzeżemy zagłówek skromnie połączony z parapetem. Zaskakują drzwi ustawione obok kominka. – Mają ze sto lat i malowano je już mnóstwo razy. Wyglądają jak obraz albo instalacja – śmieje się Dominika. Zresztą drzwi fascynują ją od dawna, ale tylko drewniane, po przejściach. Zobaczymy takie w holu i w salonie, niektóre dodatkowo maznęła w kilku miejscach farbą. Wygląda to tak, jakby w połowie malowania ktoś porzucił pędzel. I o to właśnie chodziło.

Urządzanie domu nigdy się nie kończy

Dla Dominiki urządzanie nigdy się nie kończy. Uważa, że ciekawiej jest, kiedy dom się zmienia. Stąd też nazwa jej pracowni – Żywy Projekt/Live touch. A zmienia się dużo, najczęściej meble. Oboje z mężem kupują duński dizajn. Jeżdżą na poszukiwania mebli czy lamp nawet do Skandynawii. Nowe rzeczy zastępują więc stare, bo przecież wszystko się nie zmieści. A mogą pochwalić się rarytasami. W salonie na przykład stoją okazyjnie zdobyte krzesła Fritza Hansena. Pewnego razu odwiedzili fabrykę w Danii i jeden z pracowników miał w domu niepotrzebne prototypy! Lampa w salonie to z kolei pomysł Dominiki. Zrobiła ją z turystycznego statywu i miedzianego klosza. Słupek pod kwiat powstał ze sterty niepotrzebnych gazet. A jeszcze lepszy jest kominek! To wkład, który nigdy nie dostał obudowy. Jej mąż co rusz dopytuje się, co dalej z tym kominkiem. – Dla mnie jest skończony – śmieje się Dominika.

Ma być wygodnie

Dom wydaje się pusty, ale tak właśnie miało być. Sporo rzeczy mieści się w garderobie, która jest w przedpokoju tuż przy wejściu, poza tym każda sypialnia ma też swoją. Dominika ogromną wagę przywiązuje do światła. Zawsze projektuje przynajmniej dwa plany, jak w teatrze. W swoim domu ledowe lampki ukryła w szczelinach. I nie chodziło jej tylko o fajny efekt. Takie światło się nie kurzy i jest ekonomiczne, poza tym wnętrza wydają się dłuższe i wyższe. Oprócz tego ma też lampki punktowe. - Kuchnia wyszła wspaniale – chwali się architektka. – Jest dosyć otwarta, a jednocześnie przymknięta. Wszystko słychać, ale niczego nie widać, można z niej wyjść do ogrodu. Podziwiać rośliny i rozwiązywać kolejne zagadki.

Architektka: Dominika Wojtkowska
Na co dzień zajmuje się rewitalizacją i przebudową, zaprojektowała wnętrza EC1 – Centrum Sztuki Współczesnej w Łodzi. Jej konikiem jest łączenie starego z nowym, różnych materiałów w niecodzienny sposób. Nie lubi wnętrz skończonych, uważa, że cały czas powinny się zmieniać.
www.zywyprojekt.pl

Tekst: Beata Woźniak