Dom w ogrodzie, ogród w domu – oto sen ogrodnika, który ziścił się w zachodniej Francji. Tutaj pierwsze skrzypce grają kwiaty, krzewy i drzewa.

Dawno temu uważano, że ludzie śnią o swojej pracy: szewc o robieniu butów, górnik o kopalni – śmieje się Pierre, właściciel XIX-wiecznego domu w Angouleme. – Mnie przyśnił się kiedyś dom pełen kwiatów... oczywiście, jestem ogrodnikiem. Ten dom ze snu łączył się z ogrodem, jakby nie był zamknięty czterema ścianami. Kiedy Pierre się obudził, postanowił, że taki dom powstanie na jawie.

W spełnieniu marzeń pomógł przypadek. Pierre wraz żoną, Marie Anne, od lat wynajmowali stary dom we francuskim Angouleme. Dwadzieścia lat temu nad okolicą przeszła potężna burza z gradobiciem. Mocno uszkodziła starą budowlę, a właściciel nie chciał w nią wkładać więcej pieniędzy. Dom trafił na sprzedaż i Pierre bez wahania go kupił. Teraz mógł stworzyć dokładnie takie miejsce, jak sobie wymarzył.

– Zmiany architektoniczne były raczej kosmetyczne – opowiada właściciel. – Chcieliśmy się skupić przede wszystkim na wystroju. Kwiaty zawsze odgrywały ważną rolę w życiu Pierre’a. Zaczynał jako ogrodnik, potem założył kwiaciarnię, wreszcie zaczął dostarczać do firm kwiatowe dekoracje.

– Rośliny to moja praca, ale i pasja – opowiada. – Nic dziwnego, że pachnące wiązanki i donice pełne bujnej zieleni śnią mi się po nocach. I chociaż kwiaty to naturalny wystrój domu, Pierre postanowił nieco inaczej podejść do ogrodowego motywu. Już przy samym wejściu wzrok gości pada na żelazne krzesło ogrodowe, tuż obok stoi w doniczce pięknie wystrzyżony krzew ozdobny.

Podobny zestaw, lecz z białym drewnianym krzesłem, znajdziemy w jednej z łazienek. Kwiatowe i roślinne motywy pojawiają się na używanej w domu stołowej zastawie: delikatne róże na stojących w jadalni sosjerkach, wieńce laurowe na talerzach. Sporo też oczywiście kwiatów: i ciętych, i doniczkowych. Aby dom nie stał się pstrokaty i krzykliwy, wnętrze utrzymane jest w stonowanych kolorach.

Dominuje biel, beże, rozmyte błękity i szarości. Wszystkie okna zasłaniają białe draperie, rozpraszające światło tak, że wnętrze staje się ciepłe i przytulne. Jak w XIX-wiecznej wiejskiej rezydencji. Nie miała być to jednak dokładna kopia, lecz swobodna inspiracja.

– Fajnie byłoby mieć osobny pokój przeznaczony tylko do urządzania imprez – rozmarza się Pierre. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Właściciele postanowili przenieść część domu wprost do ogrodu. Na werandzie znajdziemy wygodne krzesła pod parasolami, wśród zieleni za kamienną bramą stoi marokański stolik i leżanka – idealne miejsce na popołudniową sjestę. A jak trzeba urządzić imprezę, Pierre zaprasza gości do stojącej koło domu, pozbawionej ścian stodółki. – Mamy tutaj własne miejsce wśród zieleni, dom otwarty na ogród i ogród wkradający się do domu – podkreśla właściciel. – Taką właśnie siedzibę sobie wyśniłem.


Tekst: Eva Martis/ Photoforpress.com
Tłumaczenie: Stanisław Gieżyński
Fotografie: Julien Clapot/ Photoforpress.com

reklama