Kto powiedział, że romantyzm umarł! Wystarczy rzut oka na ten londyński dom w St. John’s Wood, należący do byłej modelki, i już wiadomo, że romantyzm żyje i ma się świetnie.

A ci, którzy choć trochę znają europejskich projektantów wnętrz, od razu zgadną, kto za tym stoi. Ekscentryczna dama, pieszczotliwie nazywana Madame Sera. Naprawdę Sera Hersham Loftus, angielska projektantka, o której jej klienci mawiają, że jest „artwizażystką od wnętrz”. A klienci to nie byle jacy, znani celebryci, jak żona najsłynniejszego Beatlesa, Yoko Ono, modelka Kate Moss czy piosenkarka-skandalistka Courtney Love.

Sama Madame tłumaczy, że wymyśla wnętrza dla kobiet, które chcą czuć się kobietami – nastrojowe, ba, wręcz seksualne, buduarowe, pełne przepychu. Mnóstwo u niej kurtyn, firan, piór, ścian w koronkach, słodkich malowanych tapet, złoconych foteli i sof, orientalnych lampionów. Mniej mebli, więcej dekoracji.

Samych pomysłów też szuka w zaskakujących miejscach: w zalanych słońcem willach Lazurowego Wybrzeża (tam spędziła młodość), we francuskich teatrach (jej ulubione scenografie to te z romansów i dramatów; projektowała kiedyś stroje dla baletmistrzów), hotelach o niegrzecznej reputacji (wybiera te eleganckie). Czasem przemyci coś z marokańskich harlemów, doprawi stylem shabby chic. Wychodzi z tego pikantna mieszanka, dla której jedni tracą głowy, a inni się w nie pukają. Ale nikt obojętnym nie pozostaje. Kto nie wierzy, niech obejrzy dom St. John’s Wood.

– Ta praca była moim przeznaczeniem – tłumaczy Sera. – Trzydzieści lat temu zamieszkałam z rodzicami w domu obok. Jako nastolatka marzyłam, że kiedyś urządzę tę ogromną willę z sąsiedztwa.
Wiele lat później, gdy była już uznaną projektantką, nowy właściciel posiadłości zagadnął ojca Sery, czy nie zna jakiegoś dobrego dekoratora. – Wiadomo, co zrobił tata – śmieje się Madame. Gdy zaczynała pracę, willa była ciemna i ponura. Sera sprawiła, że każdy, kto tam teraz wchodzi, wcześniej czy później się uśmiecha.

Inspiracja pierwsza: styl śródziemnomorski. Od wejścia dom tonie w bielach. Na podłodze w holu kremowobiały trawertyn wydobywany w Toskanii, a w salonie biały kamień udający parkiet, ułożony w jodełkę. Do tego schody z kutą balustradą z motywem winorośli, półokrągłe wnęki jak w willach patrycjuszy, dużo luster.

Inspiracja druga: styl kolonialny. W salonie na suficie wentylatory i biały ekran z rafii, za którym ukrywa się telewizor, jak w domach bogatych Anglików, co to podbijali Indie. Wszędzie porozwieszane orientalne lampiony, którym Sera szyje strojne abażury – obowiązkowo z koronek i piór.

Inspiracja trzecia: romantyczny buduar. Naprawdę ekscytująco robi się dopiero na górze, w sypialniach dla gospodarzy i gości. W tej należącej do pani domu mogłaby się toczyć akcja niejednego hollywoodzkiego serialu. W roli głównej ogromne łoże ze zwiewnym baldachimem z jedwabistej koronki i organzy. Zasłonę uszyły ręcznie krawcowe, które na co dzień pracują dla najsłynniejszych francuskich projektantów mody. Zmysłową atmosferę nie tylko widać, ale można też ją dosłownie poczuć – Sera zrobiła tu podłogę z woskowanej gumy. – Spacer po niej na bosaka daje niezapomniane uczucie – zachwala projektantka.

W innych sypialniach pojawiają się ściany malowane w wiosenne gałązki albo tapety udające udrapowany materiał w kolorze brudnego różu, jak stroje mało obyczajnych kobiet. – W sypialniach, które wymyślam, kobieta ma się poczuć pięknie i seksownie, jak dawniej damy w swoich buduarach – tłumaczy Madame. I to ekscentrycznej Serze z pewnością się udało.


Tekst i fotografie: Michael Paul/Living Inside
Tłumaczenie: Katarzyna Sadłowska

reklama