Dom Małgosi wygląda jak prowansalska mała willa. Ciemne antyki przerobiła na romantyczne bielone meble, a w ogrodzie posadziła rośliny we wszystkich odcieniach zieleni.

reklama

Najpierw Małgosia nie miała serca do tego domu, teraz całym sercem mu się oddała. Nie może powstrzymać się od kupowania mebli, jak hazardzista przed wejściem do kasyna.

Ogród jak w Prowansji

Wchodzę do zachwycającego ogrodu, z którego najchętniej wcale bym się nie ruszała. Ale dom jest równie pociągający. Podobno nie zawsze tak było. Przeciągające się problemy z firmą budowlaną spowodowały, że Małgosia nie chciała tu mieszkać. – Zmusił mnie mąż – uśmiecha się. – Wszystko spakował sam, łącznie z psem i papugą. Powiedział: „Zwierzęta już jadą, a ty?”. Nie miałam wyjścia.

Od razu rzuciła się w wir prac ogrodowych. To jej pasja (książki o roślinach zajmują pół strychu), a wtedy też ratunek, bo dom na każdym kroku pokazywał rogi. Projektowali wspólnie, mąż rysował, część pomysłów to marzenia, część – konieczność. Trzeba było podnieść fragment trawnika, bo na takiej glinie, jaką tam mieli, trawa przetrwałaby najwyżej rok. Powstał malowniczy skalniak, potem sadzawka z wodospadem. Wokół smukłe trawy, postrzępione kępki rozchodnika i rojnika, bodziszki, powojnik, kosmata śnieżka, zadziorna lawenda i aromatyczne zioła. Wystarczy raz spojrzeć, by nigdy już nie mieć wątpliwości, że zieleń ma setki odcieni.

Dom pełen odnowionych mebli

Dom powoli wypełniał się życiem i meblami, a Małgosia poczuła, że zła energia wreszcie opuściła to miejsce. Zaczęła urządzać na całego. Sporo podpowiedziała przyjaciółka Monika, dekoratorka wnętrz, o niewiarygodnym smaku. – I choć mówi, że nie ma po co do mnie przychodzić, to lubię się podeprzeć jej autorytetem. Szczególnie przed mężem, gdy ściąga te swoje brwi i mówi: „Jesteś tego pewna?” – opowiada. Wtedy autorytet Moniki robi swoje. Mąż kapituluje.

Małgosia od zawsze lubiła starocie. Jako dziecko buszowała po strychach i do dzisiaj wyciąga stare obrusy babci. – Wszyscy się dziwią, skąd takie wspaniałe, takie oryginalne. Młodość spędziła wśród antyków, ale ich ciemne kolory działały na nią depresyjnie, więc teraz wszystko rozjaśnia.

Kupuje stare lub starzone meble i zaczyna pracę. Zdziera wszystko do żywego drewna, czasem bieli, a czasem dekoruje napisem. Nad takim właśnie pracuje na werandzie. Mąż Małgosi śmieje się, że żona ma jedną poważną wadę – widząc mebel, nie zastanawia się, czy pasuje do reszty w domu, nie myśli, gdzie go postawi. Kupuje, bo musi. A potem wszystko przesuwa, żeby gdzieś go dopasować.

Teraz buszuje po internecie. – Można tam znaleźć prawdziwe skarby – mówi z błyskiem w oku. Można się też zaprzyjaźnić. Raz zamówiła kolejne cudeńko do swojego domu, a zyskała sąsiadkę (okazało się, że właścicielka sklepu mieszka uliczkę dalej) i… nałóg. – Uzależniłam się od Karoliny i jej sklepu jak od kawy. Codziennie rano jest więc filiżanka espresso i przegląd nowości w Belle Maison. Nietrudno się domyślić, że zakupy odbywają się z częstotliwością alarmującą.

Widok z poddasza

Na szczęście na wypełnienie czeka druga część domu, już na ukończeniu. Małgosia już wie, jak poustawia skarby upchnięte teraz na strychu. W międzyczasie odbiera telefony z pytaniami i prośbami od sąsiadów: „jak podlewać tawułę” albo „przyjdź, przytnij mi bukszpan w kulę”. – Bo jestem specjalistką od takiego cięcia – śmieje się.

Tekst: Michalina Kaczmarkiewicz
Stylizacja: Aneta Tryczyńska, Małgorzata Kubicka
Zdjęcia: Aneta Tryczyńska