Wiosna, przytulny dom pośród owocowych sadów. Za oknami tysiące kwitnących jabłoni, wiśni, czereśni... I ten zapach. To nie bajka, tak mieszka Bożena.

To już czwarte pokolenie dogląda „owocowego królestwa” na Mazowszu. Bożena robi to z taką samą pasją jak jej rodzice, dziadkowie i ich rodzice. W ogóle jest mistrzem w pielęgnowaniu rodzinnych tradycji. Tak jak kilkadziesiąt lat temu jej przodkowie, tak dziś ona z najbliższymi celebruje niedzielne obiady, a po nich obowiązkowy spacer.

– Wiosną i latem wszyscy chodziliśmy do ogrodu i oglądaliśmy, jak dojrzewają owoce, a potem dyskutowaliśmy, jakie będą plony, czy rok się uda – wspomina Bożena. Kiedy zdecydowała się przebudować stary i niefunkcjonalny dom z całym mnóstwem ciasnych klitek, także o przeszłości pamiętała. Skorzystała z pomocy projektantki i malarki mebli Bożeny Kocój i razem wyczarowały ciepłe, kobiece wnętrza.

– Pani Bożena podarowała drugie życie nie tylko murom, ale i starym meblom, które kurzyły się w piwnicy. Pomalowała je i ozdobiła – opowiada właścicielka. Ale najtrudniej było zgromadzić potrzebne sprzęty. Część to spadek po babci i prababci, a pozostałe Bożeny zwoziły z przedziwnych miejsc, zazwyczaj w opłakanym stanie. Przez kilka miesięcy w każdą niedzielę pani domu odwiedzała giełdę... samochodową w Słomczynie.

Buszowała tam już od szóstej rano i udało jej się kupić za grosze kilka starych krzeseł i drobiazgów. Innym razem pomógł przypadek. – Dowiedziałam się, że szefowa sklepu spożywczego w Żyrardowie narzeka na meble zalegające na zapleczu. Stały tam od lat i kłuły w oczy sanepid. Gdy zapakowaliśmy je na ciężarówkę, była uszczęśliwiona. Prawdopodobnie od pół wieku nikt ich nie używał, bo w szufladach znaleźliśmy jeszcze stare przybory krawieckie – wspomina Bożena. Teraz kredens z Żyrardowa to główna ozdoba kuchni.

Część mebli przyjechała aż ze Szwecji, to za sprawą siostry projektantki. Udało się stamtąd sprowadzić ponadstuletnią komodę i krzesła. Największą przyjemność sprawiało jednak Bożenie przywracanie świetności rodzinnym starociom. To był cały rytuał. Miesiącami wyszukiwała do nich brakujące uchwyty, klamki, drzwiczki, bo wszystko musiało do siebie idealnie pasować.

Rumieńców nabrały stuletnia szafa i stół po prababci znalezione na strychu. Stół ozdobiony kwiatowym motywem trafił do kuchni. To ważne miejsce dla pani domu; tutaj „szaleje” z trzema córkami. Jak u prawdziwej gospodyni – wszystko nie tylko wygląda ładnie, ale musi być funkcjonalne. Nawet jubilerska gablota z egzotycznego drewna nie służy tylko do ozdoby. – Chowam tam serwety, sztućce i zastawę. Stoi obok stołu, więc gdy przychodzą goście, wszystko mam pod ręką – opowiada Bożena.

Do zastawy ma wyjątkowy sentyment, bo to prezent ślubny rodziców. Ma już czterdzieści pięć lat. A przecież sama wie najlepiej, jak ważne jest pielęgnowanie rodzinnych pamiątek i dziedzictwa. Gdyby nie to, o wymarzonym domu czytałaby pewnie tylko w książkach.


Tekst: Sylwia Urbańska
Stylizacja i fotografie: Aneta Tryczyńska

reklama