Trudno się zdecydować, co w tym krakowskim domu najpierw podziwiać. Czy widoki za oknem i Tatry w tle, czy wysmakowane wnętrze.

Od razu widać, że ten, kto tu mieszka, pracuje w agencji reklamowej. To zdanie bardzo często pada przy pierwszej wizycie w ich podkrakowskim domu. Małgosia tylko się uśmiecha, bo owszem, mąż prowadzi agencję reklamową, ale dom urządzała ona, a o najbardziej odważne elementy, właśnie te, które kojarzą się z fantazją copywritera, musiała zaciekle walczyć.

Pamięta na przykład, jak przekonywała męża do intensywnego błękitu na klatce schodowej, w holu i w kuchni. – Nie był zadowolony z niebieskiej ściany, ale ponieważ to wokół niej jest wszystko zbudowane, w końcu się poddał – wspomina Małgosia. Dobrze wiedziała, czego chce, ale jakoś nie miała szczęścia do architektów. Poprzednia projektantka nie dostroiła się do potrzeb właścicieli, a zamówiona ekipa weszła do domu, ale bez przygotowanego projektu. Wreszcie stanęło na Mobius Architekci. Tym razem Małgosia czuła, że znaleziona pracownia trafi w sam środek jej oczekiwań. Odważyła się nawet na lekki szantaż, mówiąc, że znajduje się w dramatycznej sytuacji i że jest absolutnie pewna, że to właśnie oni urządzą wnętrza tak, jak potrzebuje. – Nie wiem, jak to się stało, zalałam architektów potokiem słów i się zgodzili – opowiada Małgosia.

Na spotkanie przyniosła tonę magazynów i przedstawiła najważniejsze założenia: czarna kuchnia, awangardowe hokery Tokyo z polietylenu, neon. – Jeśli takie mają być te wnętrza, to w porządku, robimy – powiedzieli architekci. Projekt powstawał błyskawicznie. – Do mojego must have pracownia dodała swoje i wyszło idealnie. Dom minimalistyczny, ale nie laboratoryjny. Farma- ceutyczny chłód niekoniecznie, choć aptekarski porządek jak najbardziej – śmieje się Małgosia, właścicielka apteki. Przy całej nowoczesności miało być też przytulnie. I jest, a rodzinne ciepełko wcale nie kłóci się z dobrym dizajnem. – Ulubionym miejscem naszych chłopców jest stół Tulip Eero Saarinena. Chociaż obaj mają pokoje, najchętniej bawią się i odrabiają lekcje w jadalni. Kolejna ukochana zabawka to Bubble Chair projektu Eero Aarnio. Wisi u nas w sypialni i chyba nie był to najlepszy pomysł, bo ciężko stamtąd teraz dzieciaki wyprosić.

Poszukiwanie dizajnerskich perełek to pasja Małgosi. Ale już tropienie młodej sztuki to hobby obydwojga, choć w tej kwestii decydujący głos ma mąż. Są stałymi gośćmi wystaw dyplomowych ASP i galerii sztuki. – Kupuje- my prace młodych artystów, bo są świeże. No i liczymy, że ich kariera naprawdę się rozwinie. Mamy obrazy Basi Bańdy, Lecha Batora, Michała Ćwieka. W łazience wyciętą laserem naklejkę – kontur twarzy Andy’ego Warhola, projekt znajomej.

Do serca Małgosi najlepiej trafić przez... oczy. Codziennie w drodze do pracy przechodzi obok niedawno odrestaurowanego neonu z lat 60. Teraz ma swój własny. Biały, „Going up or going down”, który rozświetla niebieską klatkę schodową. Łóżko do sypialni kupiła tylko dlatego, że uwiodła ją reklama. – Świetny fotomontaż: piżamowy portret Lennona i Yoko Ono został wpisany w zdjęcie łóżka. Urzekło mnie to.

Nad łóżkiem tapeta z czarno-białych fotosów, gwiazd starych filmów. – Wprawdzie film noir nie jest moim ulubionym gatunkiem, ale Humphrey Bogart z Ingrid Bergman albo Clark Gable i Vivien Leigh są zdecydowanie bardziej „przytulni” niż miażdżące ludzkość roboty z innej galaktyki czy przygnębiające krajobrazy z filmów science fiction.

Przez długi czas główną ozdobą parteru była czarna ściana w kuchni udekorowana komiksowymi scenkami z życia rodziny. Postaci z dymkami, zabawnymi dialogami wychodziły spod ręki pana domu (wiadomo, copywriter). Zastąpiło je dość niecodzienne dzieło – nowoczesny mural namalowany kolorową kredą, który przedstawia Małgosię. – Długo musiałam się przyzwyczajać do siebie leżącej w kuchni – śmieje się. Ale za to jakie jest zaskoczenie, gdy wchodzą tu goście!

Tekst: Michalina Kaczmarkiewicz
Stylizacja: Magdalena Herbowska, www.windmill.pl
Zdjęcia: Aneta Tryczyńska

reklama