Właściciele tego niezwykłego mieszkania połączyli doświadczenie w projektowaniu wnętrz filmowych z miłością do antyków i stylowych bibelotów. Tak powstało eklektyczne mieszkanie, w którym łączy się styl vintage z nowoczesnym.

reklama

Monika Konarzewska–Dziurna i Piotr Dziurny tworzą w pracy zgrany zespół – od lat zajmują się projektowaniem wnętrz, przede wszystkim do filmów reklamowych. Monika jest scenografem, Piotr rekwizytorem. Latami pracowali bardzo intensywnie, zdarzało się, że na planie filmowym spędzali i po 20 godzin. Od kiedy znaleźli mieszkanie na parterze kamienicy z 1924 roku, przy jednej z najbardziej reprezentacyjnych ulic starej Ochoty, ciągnie ich do domu i żal go im opuszczać. Tutaj toczy się ich prawdziwe życie. Między drzewami magnolii w ogrodzie rozpięli hamak. W wiklinowym fotelu na tarasie wygrzewa się przystojny rudy kocur, a łobuzerski psiak na krok nie odstępuje dzieci. Mają szczęśliwą rodzinę i dom marzeń, w którym ceni się każdą chwilę spędzoną razem.

Zawsze chcieli osiąść w starym budownictwie, mieć sufit wysoko nad głową, czuć ducha minionych czasów. Poszukiwali mieszkania oryginalnego, bez jakichkolwiek przeróbek, mogło być nawet mocno zdewastowane. Gdy w agencji nieruchomości trafili na takie właśnie, decyzję o zakupie podjęli niemal natychmiast po pierwszej wizycie. Remont trwał zaledwie trzy miesiące, potem zaczęli przenosić sprzęty ze starego mieszkania... trzy ulice dalej. Drobniejsze rzeczy przenosili nieraz na piechotę, przy okazji spacerów z psem. 

Połączenie stylu vintage z nowoczesnym we wnętrzach

– Kochamy stare przedmioty, ale dom to nie antykwariat, dlatego też wiekowe meble wymieszaliśmy ze współczesnymi – mówi Monika. Są tu kanapy rodem z lat 60. i słynny szezlong Le Corbusiera. Masywne biurko w stylu art déco, na które najbardziej się wykosztowali, i praktyczny design z IKEA. Trochę szafek na ludową nutę wyszperanych na Kole. Kolekcje kryształów, bo pięknie rozpraszają światło, i figurek kotów – na szczęście.

Uwagę w salonie przyciąga konik na biegunach, wystrugany z drewna, zabytkowy, który Piotr sprezentował żonie, wiedząc, jak bardzo jej się podoba. Co prawda nie był to dla nich najlepszy czas pod względem finansowym, a w cenie wyrzeźbionego konika można byłoby kupić żywego źrebaka, ale miłosne gesty są nieobliczalne – dzięki temu pozostają w pamięci. Kilka fantastycznych hinduskich plakatów vintage nabyli w Bombaju od chłopaka, który najwyraźniej przejawiał wielki talent do robienia interesów. Ciepło go wspominają, niemal pewni, że powtórzy historię z filmu „Slumdog. Milioner z ulicy”. 

Nowoczesność i retro: kolorowe plakaty i obrazy na ciemnych ścianach

Monika uwielbia ich „głęboką, malarską teksturę”. Sypialnia jest spowita w granat, łazienki w intensywnych niebieskościach. – Najchętniej cały dom widzielibyśmy w takich teatralnych, mocnych barwach – przyznaje właścicielka. – Ale ze względu na dzieci złagodziliśmy je, bo wiadomo, że one lepiej czują się w jasnej, radosnej kolorystyce. Chociaż, kiedy ostatnio wynajęli mieszkanie w Rzymie, całą rodziną świetnie czuli się w nastrojowych, ciemnoszarych ścianach i nie przeszkadzało im to, że nawet w dzień trzeba było palić w pokojach przynajmniej jedną lampę.

Takich inspiracji z podróży przywożą znacznie więcej. Mieszkając przez pół roku w Indiach, Monika zachwyciła się betonową posadzką na werandzie. Identyczne płyty położyła na podłodze w kuchni. Przyznaje, że jej wyobraźnia nie zna granic i często zaskakuje swymi pomysłami. Ostatnio sprzedawczyni w sklepie Desigual na Majorce nie mogła się nadziwić, po co jej dwa identyczne szale w kwiaty i motyle. A powstały z nich malownicze zasłony do sypialni. Z lekkiej narzuty na łóżko tej samej marki uszyła rolety kuchenne. Rzeczy w domu ludzi pracujących z przedmiotami na co dzień nawarstwiają się w naturalny sposób, zestawiane są intuicyjnie, jest ich sporo, ale wszystkie razem ciekawie się komponują. 

Co jeszcze Monika i Piotr kochają w przedwojennej architekturze?

Nietypowy, rzadko już dziś spotykany układ mieszkania. Ich hol jest na planie koła, dookoła niego zostały rozmieszczone cztery pokoje, kuchnia i dwie łazienki. – Zabudowa to było wyzwanie – mówi Monika. – Sprostała mu firma Fabryka Wnętrz, która stworzyła meble idące po łuku. Elementy były gięte, wykonanie półokrągłych szaf świadczy o kunszcie rzemieślników. Gospodyni uwielbia także swoją kuchnię w angielskim stylu. Wybrała model Richmond z Fabryki Wnętrz, bo emanuje subtelnością, zachwyca zaokrąglonymi gzymsami. Kuchnia z założenia miała być dyskretna, stonowana, a kolorowa w dodatkach.

Na szaleństwo wzorów i kolorów pozwolili sobie w pokojach córeczek. W całym domu – na ścianach, biurku, przyklejone do ekranu komputera – są eksponowane rysunki dziewczynek, szczere dowody miłości do rodziców. Pełno również pamiątkowych zdjęć. A obraz na ścianie w sypialni przedstawiający dziewczynę z kózkami? – Kupiłam na aukcji sztuki, przemówił do mnie – to jakby ja sama i moja trzódka.

Tekst i produkcja sesji: MT SASKA/Małgorzata Tomczyk
Zdjęcia: Jacek Kucharczyk