Uwielbia czerń, swój lśniący motocykl, który przyspiesza w trzy sekundy do setki i mieszkanie na słynnej ulicy Alternatywy 4, gdzie niegdyś rządził despotyczny cieć Stanisław Anioł.

Któż nie oglądał kultowego serialu Barei i nie śledził losów sterroryzowanych przez Anioła lokatorów bloku przy alternatywy 4 na warszawskim Ursynowie? Ten adres istnieje naprawdę, ale niewiele ma wspólnego ze smutnym blokowiskiem z filmu. Dziś na Alternatywy stoi nowoczesny, elegancki, dwunastopiętrowy apartamentowiec. To tutaj Marek Kretek znalazła mieszkanie „duże, nietypowe, z widokiem na Las Kabacki”, a projektantka Kasia Mikulska zadbała, by miał w nim to, co lubi.

Najpierw zamieniła apartament w studio „światła i dźwięku”, gdzie wszystko jest sterowane za pomocą jednego pilota. W ścianach kłębi się 700 metrów kabli, i nic dziwnego, skoro wszędzie (nawet w łazience) jest telewizor, a światło i dźwięk zdają się wyczarowywać same.

„Ruchome głowy” - czarne lampy w salonie – poruszają się w każdym kierunku, mocną smugą oświetlą dowolny punkt w pokoju. Podświetlane są także czerwone panele (szkło podklejone karminową folią) na kominku i kuchennej wyspie – wieczorem dają niesamowity nastrój. A na podłodze stoją niskie lampy Bourgie firmy Kartell, w stylu nowoczesnego baroku.

- Uwielbiam czerń, dla mnie wszystko mogłoby być w takim kolorze – twierdzi gospodarz. I rzeczywiście, czarny gra główną rolę w mieszkaniu, choć architektka dla kontrastu dołożyła biel i odrobinę czerwieni.

Trochę koloru dodaje tez podłoga. - Po zerwaniu niezbyt ładnych paneli pod spodem pojawiła się betonowa wylewka. I wtedy Marek wymyślił, żeby zalać ja przeźroczystą żywicą – wspomina Kasia. Wyszło genialnie, tak naturalnie – przez żywicę prześwitują wszystkie plamy, zadrapania, ale nie jest jak w garażu tylko elegancko – dodaje.

Za to architektka wpadła na pomysł, żeby zimą garażował w mieszkaniu odjazdowy motocykl Marka. Długo nie musiała namawiać właściciela. To legendarny brytyjski Triumph Rocket III. Ktoś kiedyś napisał, że gdyby w niebie dosiadali motocykli, to byłby to Rockets! Ale tylko z pozoru sprawa była prosta. Okazało się, że 430-kilogramowa maszyna nie mieści się do windy. Na pomoc przyszli mechanicy z Liberty Motors, którzy motocykl częściowo rozkręcili i po wwiezieniu na górę zmontowali z powrotem. Cała akcja zajęła im jakieś pięć godzin.

Motocykl w mieszkaniu nie jest pospolitą ozdobą i do męskiego apartamentu Marka pasuje wyjątkowo, ale na wiosnę cała operacja będzie musiała zostać powtórzona, bo trochę szkoda zamknąć w czterech ścianach coś, co pędzi jak rakieta.

reklama