Mieszkanie Anny Popek

Styl: lekko paryski. Kolory: morze bieli z nutą różu i pomarańczy. Miejsce: kamienica sprzed stu lat. Właścicielka: rozkochana w mieście dziennikarka Anna Popek.

Niełatwo jest czasem zrozumieć kobietę. Ania Popek miała pod Warszawą ogromny dom z pięknym ogrodem, a wybrała miasto. Samo centrum. Owszem, blisko do pracy, restauracji czy teatru, ale za to tłoczno i głośno. Niewiele jednak da się zrobić, gdy kobietę zachwyci... dusza.

Kamienica rocznik 1900. Świeżo po remoncie. Skrzypiące podłogi. Wysokie sufity. Takie, jakie pamięta z rodzinnego domu. Brakowało jeszcze drzwi z kryształowymi szybami, mosiężnych klamek, no i może lekko nieszczelnych okien.

Anna Popek - wspomnienia z dzieciństwa

– To nowe mieszkanie miało duszę, a ja do takich domów mam słabość. Wychowałam się w Bytomiu, a Śląsk to nie tylko dymiące kominy, ale i piękne secesyjne kamienice – wspomina Ania. – Cudne ulice Piekarska i Strzelców Bytomskich. Ładne niemieckie budownictwo spółdzielcze z lat 30. Pozostała we mnie tęsknota za eleganckimi kamienicami, dużymi oknami, zdobieniami. I – co sama przyznaje – za życiem w mieście.

Wciąż pamięta swoją ulicę ze starymi latarniami, małymi sklepikami i willą architekta miasta, którą podzielono pomiędzy urząd stanu cywilnego i internat szkoły baletowej. – W każdą sobotę oglądaliśmy wystrojone pary nowożeńców, a w tygodniu piękne baletnice. Wyprostowane, uczesane w koczki. Magiczny widok na tle szarego Śląska. Tylko w mieście, które tętni życiem, mogą zdarzać się takie surrealistyczne widoki. Dziś z okna patrzy na dachy i podwórka sąsiednich kamienic. – Mam mały balkon i zazwyczaj tam zaczynam dzień od kawy. Widać przyzwyczaiłam się do domu z ogrodem – żartuje.

Ze Śląska „zabrała” nie tylko słabość do kamienic, ale i gospodarność: w prawdziwym domu musi lśnić, pachnieć obiadem i nie może zabraknąć gości. Dlatego u Ani kuchnia (na całą szerokość salonu) i solidny stół (na osiem osób) zajmują ważne miejsce. Z gotowaniem ma tak jak babcia: potrafi zrobić coś z niczego. Zawsze znajdzie się jakaś kasza czy makaron, do tego pomysłowy sos (choćby pesto z bazylii i orzeszków piniowych) i nawet proste danie może zachwycić. Zapasów nie robi, bo, jak na prawdziwą Ślązaczkę przystało, nic nie może się zmarnować. Żartuje, że jak wszyscy stamtąd „ekonomię” ma we krwi. Pewnie dlatego doradzała kiedyś ministrowi finansów.

Anna Popek: nowoczesne mieszkanie osłodzone kobiecością

W jej domu, który, póki co, to bardziej pied- -∫-terre (pomieszkuje tu czasami, ale z córkami byłoby ciasno i wynajmuje coś większego), wszystko jest dokładnie przemyślane. W końcu urządzała je inna Ślązaczka, Agata Kasprzyk- -Olszewska. Poznały się oczywiście... przy stole, na kolacji u znajomych. Zrozumiały w pół słowa.

Do tego nowoczesnego wnętrza, jak mówi, osłodzonego kobiecością, zabrała resztki swojej kolekcji filiżanek. Kiedyś namiętnie zbierała porcelanowe cacka. W kolorze kości słoniowej z Niemiec, kobaltowe z Chin, różane z Anglii. Ale stolarz źle zabezpieczył półkę, na której stały, i pewnego razu miała piękną katastrofę. Szkoda, bo wyjątkowo by tu pasowały. Ale kto wie, może spróbuje zebrać kolekcję raz jeszcze. Ślązaczki mają to do siebie, że są uparte.

­Tekst: Aldona Bejnarowicz
Współpraca: Sonia Ross
Stylizacja: Agata Kasprzyk-Olszewska
Zdjęcia: Piotr Gęsicki

reklama