Izabella i Andrzej są bankowcami, ale praca na szczęście nie pochłonęła ich bez reszty. Za to dom, dzieciaki i kulinarne spotkania z przyjaciółmi już tak.

Co rano Iza wkłada elegancki kostium, Andrzej garnitur, żegnają się z dziećmi i pędzą do swoich banków. Ale służbowych kolacji na mieście unikają jak ognia. Bo tym, co lubią najbardziej, jest gotowanie. Wspólne, rodzinne, z szesnastoletnim Kubą, pięcioletnim Frankiem i trzyletnim Stasiem.

Oboje wychowali się na Żoliborzu, a stąd tylko 10 minut do Izabelina na skraju Puszczy Kampinoskiej. Iza wymyśliła, że to będzie jej miejsce do życia już dawno temu, kiedy odwiedzała rodzinny dom bratowej. Może zadziałała magia nazwy? W końcu Izabella w Izabelinie musi czuć się dobrze. Tutaj stanął dom.

– Nie mieliśmy bladego pojęcia, jak ma wyglądać, poza jednym – marzyliśmy o ceglanej elewacji. Zresztą cegła z czasem „weszła” również do wnętrza. Po projekt zapukali do Rafała Kolasińskiego. A że wymyśla on głównie budynki przemysłowe, powstał dom duży, prosty, trochę w loftowym stylu. Urządzeniem wnętrza zajęła się z kolei Dąbrówka Potowska.

Iza i Andrzej potrzebowali dużo miejsca do… gotowania. Bo przyjęcia, które urządzają, do typowych nie należą. Zamiast posadzić gości za wytwornie nakrytym stołem, wręczają im fartuchy i zaganiają do pichcenia. Efektem takich wieczorów czasem bywają niezwykłe kulinarne odkrycia, zawsze – doskonała zabawa. Zresztą ten dom ma najwyraźniej siłę przyciągania, bo goście wpadają tu także bez zaproszenia.

Najukochańsi przyjaciele, Dorota z Konradem, często przyjeżdżają obładowani, z koszem pyszności z targu pod Halą Mirowską i dobrym winem. Podczas takich wieczorów powstają dania grzechu warte. – Uwielbiam desery Konrada: latem szykuje boską bezę Pawłowej, a zimą tartę Tatin. Dorota robi obłędne zupy – nawet zwykła pomidorówka to w jej wykonaniu poezja – zachwyca się Iza. – Ostatnio zaskoczyli nas grzankami z kaszanką i chutneyem z mango oraz pastą z bobu i świeżej mięty. Rewelacja.

Do nietypowego pomysłu na imprezy trzeba było dostosować kuchnię. Iza nie miała na nią sposobu. Sama wybrała tylko kuchenkę i oznajmiła projektantce, Dąbrówce Potowskiej, że reszta należy do niej. Dąbrówka wymyśliła dużą wyspę z dodatkowym zlewem, szerokim blatem, do niej dostawiła rozkładany stół. No i oczywiście cała przestrzeń otwarta, połączona w jedną całość – salon z kominkiem i ogromnym wyjściem na taras, żeby mogli być ciągle razem.

– Na tarasie przesiadujemy codziennie od wiosny do jesieni – opowiada Iza. – Ostatnio z jeszcze większą radością, bo znajomi sprawili nam niespodziankę. Podczas naszej nieobecności pomalowali stare meble na biało. Czekał na nas także bukiet białych lilii i powitalna kolacja.

Nieoficjalną część domu podzielili na mniejsze pokoje: na parterze są sypialnie i łazienki, a na piętrze gabinet i biblioteka. Prowadzą tam kręcone schody z czarnej stali. To Andrzej uparł się na takie. Drewniane by nie pasowały, proste metalowe lub przeszklone też jakoś nie trafiały w ich gust. Te są idealne do industrialnego wnętrza.

Przyjechały z Poznania, w całości. Był więc pewien problem z wstawieniem ich do domu. – W końcu za pomocą dźwigu wjechały przez dach – opowiadają gospodarze. – Zbiegła się cała okolica, żeby oglądać takie widowisko.


Tekst i stylizacja: Kasia Mitkiewicz
Zdjęcia: Michał Skorupski
Za pomoc w sesji dziękujemy sklepom: Eurofirany, Belbazaar, Gospodarstwu Ogrodniczemu Ewy i Andrzeja Białkowskich w Lesznowoli.

reklama