Mówi się, że szewc bez butów chodzi… Nie w przypadku Beaty. Jako dekoratorka wnętrz na co dzień urządza mieszkania innym, ale we własnym też zadbała o każdy drobiazg. Kiedy wszyscy marzą o tym, żeby wyprowadzić się z miejskiego zgiełku do zacisznego zakątka, ona robi coś przeciwnego. Wraca do miasta.

Po 17 latach spędzonych we wsi Cieciszew pod Konstancinem zatęskniliśmy za cywilizacją. Dom za miastem to dobry pomysł, kiedy dzieci są małe, tymczasem córka zdała do liceum, a syn potrzebował codziennych zabaw z kolegami ze szkoły. Decyzja o sprzedaży domu nie była łatwa, ale zapadła – opowiada Beata. Zaczęły się poszukiwania. Od początku było wiadomo, że ruchliwe centrum nie wchodzi w grę. Wybrałam Wilanów Zawady, bo jest w Warszawie, ale klimatem przypomina podmiejskie dzielnice. – To był nasz kompromis.

Niedaleko są plaża nad Wisłą i wał – idealne miejsca na spacery i wypady rowerowe. A kiedy udało mi się znaleźć lokum na parterze ze 160-metrowym ogródkiem, od razu poczułam, że to jest to, czego szukam – wspomina. Tak naprawdę powstało z połączenia dwóch mieszkań. Całość Beata przebudowała po swojemu. Znowu inaczej niż wszyscy, bo zamiast zostawić wielką otwartą przestrzeń, podzieliła ją na kilka wygodnych pokoi. – Chciałam, żeby wyglądało jak mieszkanie w kamienicy, bo zawsze podziwiałam takie w Paryżu, Wiedniu czy Berlinie – dodaje. Wspomina, że urządzanie tego mieszkania było prawdziwą frajdą. Poszło sprawnie, bo od razu dokładnie wiedziała, czego chce i jakiego wystroju wnętrza oczekuje. – Miałam w głowie kolory ścian, pomysły na podłogi, rodzaj materiału na kanapy, a nawet kształt naczyń z zastawy stołowej.

Wybór tonacji we wnętrzach 

Mój poprzedni dom był drewniany, w ciepłych barwach, do nowego wybrałam chłodną, spokojną tonację – relacjonuje. Dlatego dużo tu szarości, pastelowego błękitu i zawsze eleganckich zestawień czerni z bielą, którą ożywiają złote oraz niebieskie dodatki. Urządzanie zaczęła od kuchni. – Zaprojektowałam szafki do zabudowy i kształt wyspy. Według tego pomysłu wykonali je stolarze z mojego Studia Deccor – opowiada. Pastelowe fronty rozjaśniają i powiększają wnętrze. W podobny sposób powstały kanapy w salonie.

Małe stoliki kawowe i stół do jadalni Beata kupiła w holenderskiej firmie Lifestyle Home Collection, z którą współpracuje od kilku lat. – Lubię tę markę za jakość i nietuzinkowe aranżacje – mówi. Bardzo ceni polskich rzemieślników. Ich projekty to często prawdziwe perełki. Wystarczy spojrzeć na konsolę w salonie albo stolik kawowy w kuchni, który zrobiła Manufaktu- ra Stali. Wyjątkową historię ma też ławeczka w przedpokoju. – To zakup sprzed wielu lat. Znalazłam ją na Mokotowskiej w salonie z francuskimi meblami. Zawsze kiedy zmieniam wystrój, znajduję jej nowe miejsce, ale też kolor ramy i tapicerki, tak żeby pasowała do otoczenia – wspomina. Śmieje się, że ta ławeczka już sporo widziała.

Wystrój wnętrza ze sztuką

Beata nie wyobraża sobie domu bez dobrej sztuki. – Obraz albo rzeźba potrafią urządzić wnętrze lepiej niż najdroższy mebel – twierdzi. W swoim salonie powiesiła obrazy Jana Młodożeńca i Mariana Kuczmy, w bibliotece – Franciszka Starowieyskiego. Do łazienki wpasowała się idealnie grafika M.C. Eschera „Rysujące ręce”. Beata lubi spędzać czas w kuchni, nie tylko gotując. – Zaaranżowałam tu mały kącik czytelniczy. Mogę usiąść z książką w fotelu, delektując się aromatem piekącej się szarlotki – opowiada. Przesiadywać tu lubi także Daisy, pupil welsh corgi. To ukochana rasa psów angielskiej królowej, więc nic dziwnego, że w Wilanowie, w królewskiej dzielnicy, Daisy czuje się dobrze.

Projektantka: Beata Michalak Prowadzi pracownię Studio Deccor, realizując projekty prywatne i publiczne. W każdym najważniejsze są dla niej potrzeby klienta i charakter miejsca. Dzięki temu powstają wnętrza z duszą. Zawsze dba o każdy detal, a żadna jej aranżacja nie może się obejść bez sztuki.

Tekst: Monika Kaszuba
Zdjęcia Yassen Hristov/Hompics
Stylizacja: Eliza Mrozińska

reklama