Ten apartament zajmuje całe ostatnie piętro, a wchodzi się do niego prosto z windy. Ale wcale nie onieśmiela – to przyjazne, lekko eklektyczne miejsce.

Styl orientalny w przestronnym apartamencie podzielonym na dwie strefy

Apartament Elżbiety i Marka jest ogromny. Tej wielkości mógłby być spory, piętrowy dom, a u nich wszystko dzieje się na jednym poziomie. Zdecydowali się na bardzo duże mieszkanie, żeby goście i rodzina zawsze mogli tu przenocować, żeby był „oddech” i wrażenie życia poza miastem. Mokotowski park za oknami wkradający się do wnętrza przez duże okna dawał takie poczucie. O resztę miały się postarać dwie zaprzyjaźnione architektki: Małgorzata Łotysz i Karolina Benoit.

Znają się od 10 lat – projektantki aranżowały im kiedyś dwa mieszkania, współpraca przebiegła doskonale. Teraz też wszystko zapowiadało się dobrze, zwłaszcza że w nowym apartamencie układ pokoi można było zawczasu zaplanować, zanim deweloper postawił ściany działowe. Obyło się więc bez kilofa i wyburzeń.

Architektki dostały zadanie zaprojektowania wnętrza, które powstało z połączenia dwóch mieszkań, łącznie 260 m2. Do tak rozległego, zajmującego całe ostatnie piętro apartamentu wjeżdża się bezpośrednio windą. Szyb windowy zresztą okazał się inspirujący – podzielił wnętrze na strefę dzienną i nocną, dał się obudować niewidocznymi szafami i regałami na książki. Co więcej – w tym pokrytym naturalnym drewnem kubiku udało się również wbudować klimatyzację. Zamiast białych, podwieszonych pod sufitem klimatyzatorów, które zwykle szpecą wnętrze, są tu dyskretne czarne prostokąty, z których wydobywa się chłodne powietrze.

Tapety z motywem roślin, czyli dżungla w mieście 

W ogromnej części dziennej z połączonymi salonem, jadalnią i kuchnią znalazło się też miejsce na kącik kinowo-biblioteczny. – Elżbieta i Marek nie chcieli mieć telewizora w miejscu, gdzie spotykają się z rodziną i rozmawiają. Dlatego wpadłyśmy na pomysł, żeby go nieco odseparować. Stworzyłyśmy z Karoliną rodzaj drewnianej ażurowej przegrody. Dzięki temu do drugiego saloniku dociera światło. Poza tym można na niej ustawiać różne dekoracyjne przedmioty, które gospodarze zbierają, gros przywożąc z dalekich podróży – opowiada Małgorzata.

Z powodu częstych wyjazdów właściciele musieli – z ubolewaniem – zrezygnować z roślinności we wnętrzu. Widoki na park za oknem trochę im to wynagradzają. Projektantki wzmocniły ten efekt, dobierając w holu tapetę w palmowe liście. – Wyprzedziłyśmy trend, który mamy dzisiaj – śmieje się Małgorzata. – Motyw egzotycznej roślinności w dekoracji wnętrz modny jest od jednego, dwóch sezonów, a ten apartament ma już kilka lat. Tapety wybrałam w konkretnym celu. Nigdy nie proponuję klientom czegoś tylko dlatego, że jest akurat modne i lansowane, jeśli czuję, że im by nie odpowiadało. Nie robimy scenograficznych, efektownych wnętrz, tylko takie, w których właściciele będą się dobrze czuli.

> Zobacz także: Dom w stylu fusion – warszawski apartament ze sztuką <

Eklektyczne wnętrza w orientalnym stylu

Elżbieta i Marek to ludzie światowi, znają trendy w urządzaniu wnętrz, mają swój gust i pasje. Zbierają duńską porcelanę królewską, mają kilka przykuwających wzrok przedmiotów z Azji. Dobrze czują się w eklektycznych wnętrzach, a nie w takich, gdzie rygor stylu narzuca całe komplety mebli i dodatków. Poza tym część wyposażenia przechodzi z nimi z mieszkania do mieszkania i trzeba było je dobrze dopasować. Dlatego kilka tapicerowanych mebli, do których mają sentyment, zyskało nowe szaty. Nie mają też problemu z łączeniem rzeczy z różnych półek cenowych – pod jednym dachem żyją sobie marmury i stoliki z IKEA.

Duża część wyposażenia to meble robione na zamówienie według projektu architektek. – Lubimy coś „uszyć” na miarę. Tak było z fioletowym kredensem w kuchni. Gotowiec nie wyglądałby tak pięknie. A kolekcję porcelany gospodarzy trzeba było dobrze wyeksponować, podświetlić, wymyślić dobre tło. Nasz stolarski mistrz, Marian Tafil, sam pomalował kredens, a widoczne ślady pędzla dały efekt retro. Gdybyśmy kupiły płyty polakierowane fabrycznie, idealnie gładkie, nie byłoby tak stylowo.

Z wielką pieczołowitością stworzono też kuchenną wyspę – idealnie licując płytę grzewczą z kamiennymi blatami. Od strony salonu zasłania ją niska ścianka z marmuru Statuarietto. – Marmur w kuchni to zawsze ryzykowne rozwiązanie. Kwaśne ciecze powodują, że matowieje. Rozlanie czerwonego wina może trwale go zaplamić. Na szczęście zabezpieczyłyśmy kamień specjalną przezroczystą żywicą – opowiada Małgorzata. Takie też są światowe trendy. Marmury, zwłaszcza z Carrary, są dziś hot!

> Zobacz także: Dom nad morzem, spokój z odrobiną Orientu <

Tekst: Beata Majchrowska
Zdjęcia: Hanna Długosz
Stylizacja i produkcja sesji:  Ewa Orłoś