W tym apartamencie najważniejsze są architektoniczne detale, stare piękne okna, wysokie drzwi. Pikanterii dodają mu współczesne obrazy i odrobina ostrego koloru.

reklama

Peter zawodowo związany jest z budapeszteńskim rynkiem nieruchomości. Kupuje, sprzedaje, wynajmuje eleganckie wille oraz apartamenty. Dobrze wie, która z dziesięciu dzielnic stolicy Węgier jest akurat najmodniejsza, gdzie szukać mieszkania, gdy ktoś ceni ciszę, a gdzie – kiedy potrzebuje być w centrum wydarzeń. Okazji trafiało mu się wiele, ale jedna nie dawała mu spokoju. Kilka lat temu pewien klient poprosił o pomoc w sprzedaży mieszkania po bogatych przodkach. Ten przyjął ofertę do swojego biura, poszedł, obejrzał i przygotował apartament do sprzedaży. Był mocno sfatygowany, ale za to w idealnym punkcie. W szóstej dzielnicy, zwanej Miastem Teresy, kilka kroków od Dunaju, opery i parlamentu, w zabytkowej kamienicy uznawanej za jedną z najpiękniejszych w Budapeszcie. I ta właśnie okoliczność nie dawała mu spokoju.

Elegancki świat dawnego mieszczaństwa

Nie pamiętał – odkąd pamięcią sięgał – by ktoś tutaj próbował pozbyć się mieszkania. Poszedł tam jeszcze razy kilka, aż kiedyś wspólnie z żoną, która wpadła w zachwyt. – Co tam zrujnowane wnętrza, z czasem je wyremontujemy, ale ducha, jakie ma to miejsce, nie znajdziemy już tak łatwo – przekonywała. Na całe szczęście nie musiała długo, po krótkiej rozmowie zdecydowali: kupujemy. Chociaż wiedzieli, że łatwo nie będzie, bo pieniędzy na remont nie zostało wiele. Rzeczywiście, przechodząc przez bramę tego dziewiętnastowiecznego budynku, wkracza się do dawnego i eleganckiego mieszczańskiego, pełnego przepychu świata. Oto mamy piękny, zielony dziedziniec, kamienicę z balkonami, artystycznie kute balustrady, monumentalne klatki schodowe ze stiukami, malowidłami i marmurowymi schodami. W takiej scenerii nawet najbardziej zrujnowane mieszkanie nie wydaje się problemem.

Remont zajął Peterowi i jego żonie kilkanaście miesięcy, ale tylko dlatego, że wiele rzeczy – z różnych powodów – zdecydowali się zrobić sami. – To była przygoda i nie lada wyzwanie. Żadne z nas nie miało doświadczenia w urządzaniu, ale nie skorzystaliśmy z pomocy architekta, bo dobrze wiedzieliśmy, czego chcemy – wspomina.

Apartament ze smakiem, ale bez zadęcia

Chcieli 120-metrową przestrzeń, z wysokimi sufitami i ogromnymi pięknymi oknami zamienić w eklektyczny apartament ze smakiem, ale bez zadęcia. Starali się zachować jak najwięcej neorenesansowych zdobień, uratować stare drzwi, podłogi, a potem urządzić wszystko współczesnymi meblami i sztuką. Było jeszcze jedno postanowienie: w każdym pokoju pojawi się jeden prosty, wymyślony przez gospodarzy, dekoracyjny pomysł, który urządzi każdy z pokoi. Przekraczając próg mieszkania, od razu wchodzimy do ogromnej kuchni, która jest jednocześnie holem prowadzącym do pozostałych pokoi apartamentu. A skoro wejście, to musi być... mocne.

Proste kuchenne meble, ale dla kontrastu kawałek złotej ściany wyłożonej fantazyjnymi płytkami i mocno barwny obraz – twarz kobiety, prezent od znajomych. Jeszcze do niedawna nie wiedzieli, gdzie go powiesić, bo nie pasował absolutnie do ich mocno klasycznego domu. Teraz pomysł się znalazł. Płótno jest nie tylko mocnym akcentem w kuchni, ale podyktowało też kolory dodatków i mebli w pozostałych pokojach.

Aranżacja salonu w prosty sposób

Salon także urządzili bardzo prosto, zaledwie kilkoma meblami – nowoczesną sofą i dwoma odrestaurowanymi fotelami w stylu Ludwika XV. Wystarczyła barwna i wzorzysta tkanina, by stateczne dotąd siedziska stały się gwiazdami saloniku. Kryształowy żyrandol po babci i dwa kolejne obrazy od przyjaciół – malarzy amatorów – dopełniły dzieła.

W sypialni – również zwyczajnie urządzonej – mocnym akcentem jest z kolei jedna wytapetowana ściana, z motywem lecących ważek oraz żółte tapicerowane łóżko. A do tego delikatne, złote akcenty – proste lampki nocne i żyrandol. Wszystko w kolorach, które pojawiły się w salonie. – Wyszukiwanie tych ładnych, wcale nie specjalnie drogich rzeczy, które do siebie pasowały, sprawiło nam ogromną radość. To przypominało układanie puzzli. Zaczęliśmy od kuchni, która zaprowadziła nas do salonu, a ten do sypialni – wspomina Peter. Nigdy nie przypuszczał, że i on tak mocno zaangażuje się w remont.

Łazienka i trik aranżacji

Tylko w łazience wymyślili nieco inny myk – nie ma kolorów, ale aranżacja nawiązuje do węgierskich kurortów z termami. Dyskretna, mieniąca się mozaika nad wanną i ściany wyłożone marmurowymi płytkami. Dużo bieli sprawia, że panuje tu spokój, jak mówią właściciele, niebiański, i w kąpieli można się naprawdę zrelaksować niczym w najlepszym spa. – Zależało nam na tym, żeby meble i drobiazgi nie zasłoniły tego, co w mieszkaniu jest najpiękniejsze: starych pięknych okien, sztukaterii, wysokich drzwi, za zrobienie których dziś zapłacilibyśmy majątek. Chyba nam się udało, bo znajomi za każdym razem, gdy nas odwiedzają, nie mogą się nadziwić, że tak niewiele zrobiło tak dużo – cieszy się żona Petera.

Tekst: Michał Gulajski
Zdjęcia: Marcin Grabowiecki
Stylizacja i produkcja sesji: Michał Gulajski/wnętrzamichala.pl