Dom jest przy małej uliczce, za rogiem ciąg restauracyjek i sklepików. Życie toczy się leniwie… A to Warszawa, trzy minuty do centrum.

Kto tu mieszka? Ewa Ziębińska – właścicielka salonu Casa Mia, projektantka (właśnie wróciła z budowy u klientów), Michał Zaborowski – malarz (chwilowo nieobecny, dogląda remontu w swojej Galerii Karowa), Ania (jest w szkole), Helenka (w przedszkolu). Ewa: – Wychowałam się na Saskiej Kępie, gdzie mieszkali moi dziadkowie, a potem mama. Los rzucił mnie na Mokotów. Kiedy urodziła się Helenka, pomyślałam o nowym domu.

Poszukiwania trwały bardzo krótko, a w grę wchodziła tylko Saska Kępa, gdzie Ewa zna każdy zakątek. W piątek oglądali dom, a w poniedziałek byli już na spotkaniu z notariuszem. Sam budynek, choć z 1932 roku, nie wyglądał za dobrze. Przebudowano go w latach siedemdziesiątych i otynkowano szarym barankiem. Kiedyś mieszkały w nim dwie rodziny – jedna na parterze, druga na piętrze. W pokojach stały piece, przedwojenna elektryka miała jeszcze jedwabne osłonki, a tynk odpadał przy lekkim puknięciu. Ewa: – Ale jaka tu była energia. Poprzednia właścicielka żyła ponad sto lat! Proszę wspomnieć o naszych fantastycznych sąsiadach, którzy dzielnie znieśli remont, a trwał prawie rok.

Saska to takie miasto w mieście, małe uliczki, sklepiki (cukiernia Irena z genialnym makowcem, ciastem drożdżowym oraz uroczymi właścicielami, mnóstwo restauracyjek przy Francuskiej). Choć domki są przeróżne, cała dzielnica jest pod ochroną konserwatora, więc poważny remont trzeba było konsultować w każdym szczególe. Właściwie zostały ściany i to nie wszystkie. Ewa myślała nawet o wymianie stropów. Jednak kiedy robotnicy ruszyli sufit, a na podłogę spadły tynk, glina i słoma, odsłoniły się drewniane belki. Wyglądały przepięknie, wystarczyło je przeczyścić szczotką i uzupełnić niewielki fragment w łazience. Oryginalne są też drzwi, zresztą widać, jak wysoko mają klamki. Ewa kazała tylko wstawić kryształowe szyby. Postanowiła też zostawić lastrikowe schody.

Ewa: – Nie tworzę wnętrza od zera. Lubię sztukę i przedmioty, które mają swoją historię. Sekreterę z XVIII wieku dostała od rodziców, kiedy się wyprowadzała z domu wiele lat temu. Potem mama sprezentowała jej bajkowy rysunek Axentowicza, bo wiedziała, że córka go uwielbia. Natomiast większość współczesnych mebli jest ze sklepu Casa Mia – świetne marki, w tym ulubiona Promemoria. Ale kuchenne szafki i lampy Ewa kupiła w IKEA. Aby wyglądały szlachetniej, na ścianie położyła ręcznie robione kafelki z manufaktury w Maladze.

No i są jeszcze obrazy. Oczywiście Michała. Z niektórymi przeprowadzali się już cztery razy. To takie, które nigdy nie trafią na sprzedaż, jak na przykład półnaga łowiczanka, która teraz wisi w jadalni. Ewa: – Tak jak moja mama uwielbiam zmiany, wychowałam się w domu, w którym był wieczny remont. Właśnie korytarzem przemyka pan Witek, szef ekipy. Za moment przyjedzie ogromne okno, prawie 5 na 3 metry. Inna ekipa urządza przed wejściem ogród z fantazyjnie przyciętymi iglakami i kręgiem trawy. Ewa już myśli o kominku w holu. Wstawi tam świece. Dadzą magiczny klimat, kiedy rodzina usiądzie do stołu w Wigilię.

Tekst: Beata Woźniak
Stylizacja: Katarzyna Sawicka
Zdjęcia: Hanna Długosz

reklama