Małe domki z niebieskimi okiennicami, marina pełna jachtów, błękitnoszary ocean... Te wspomnienia z wakacji we Francji Beata chciała zachować na dłużej. I zachowała – w swoim nowym domu.

reklama

Dom w stylu francuskim w bieli, szarości i błękicie

Kiedy Beata kupowała pod Warszawą działkę, już wiedziała, jaki dom na niej stanie. Klasyczny, w szarych kolorach, z białymi okiennicami. W głowie miała nawet rozkład pokoi. Na dole zamknięta kuchnia, salon z jadalnią, gabinet i łazienka dla gości, na górze sypialnie, garderoby i łazienki domowników.

Projekt domu znalazła w internecie, ale wymagał zmian. Dlatego zwróciła się do projektantów, których doskonale znała. Maciejka Peszyńska-Drews i Robert Kowański z pracowni Qubatura urządzali jej poprzedni dom – 9 lat wcześniej. W stylu angielskim, stonowany, oliwkowo-beżowy. Rodzina by się z niego nie wyprowadziła, gdyby nie to, że zrobił się po prostu za mały. Tym razem projektanci mieli większe pole do popisu – 380 metrów i wszystko w stylu francuskim. Zaczęli od przestawiania ścian, zmienili dach na bardziej spadzisty, zajęli się też elewacją.

Właściciele założyli, że dom postawią w trzy lata. – Nie było to tempo zawrotne – przyznaje Beata. – Obydwoje cały czas pracowaliśmy, a przecież co chwila trzeba było coś wybierać i kupować. Niestety, pierwsze lato przepadło, bo było bardzo deszczowo – dodaje. Od dawna zbierała zdjęcia oddające wymarzony klimat, ale zastanawianie się nad liczbą frezów czy sposobem ułożenia płytek ją przerosło. – Nawet decyzja w sprawie tak drobnych rzeczy jak kontakty wydawała mi się wtedy najważniejszym wyborem w życiu – śmieje się Beata.

Pomogli architekci i poszli francuskim śladem, który wytyczyła. Wszystko uporządkowali i zrobili projekt. Część mebli trafiła tu z poprzedniego domu. Więc do kredensu w kolorze kości słoniowej Maciejka zaprojektowała ławę i wspólnie z właścicielką dobrały kanapy. Potem Beata dodała grafikę pałacu w Fontainebleau i żaglowiec. Projektantka wymyśliła też szafy, kuchenne meble, nawet łóżko do sypialni i szafeczki. Wydawało się, że najprościej będzie z łazienką – miała być identyczna jak w poprzednim domu. Niestety okazało się, że nie ma już takich płytek na ścianę, więc trzeba było szukać czegoś nowego.

Rodzina nie chciała mieć telewizora, w salonie pojawił się za to świetny sprzęt grający. Mąż Beaty znalazł nawet kolumny w biało-szarym kolorze. Ale najbardziej jest dumny z sufitu, na którym zamontowano płytę Mono (melomani wiedzą, o co chodzi), aby poprawić akustykę.

Dlaczego francuskie klimaty tak przypadły Beacie do gustu?

Zaczęło się od podróży na urodziny przyjaciółki. Na małą atlantycką wyspę – Île de Ré. Ze stałym lądem łączy ją trzykilometrowy most. Jest nieduża, prawie nie ma na niej samochodów, za to mnóstwo rowerów i jachtów zacumowanych w uroczej marinie. – Zakochałam się w tym miejscu natychmiast. Takie spokojne. No i te kolory: szarości, błękity, biele – rozmarza się.

Ogród w ulubionych barwach: bielach, błękitach i fioletach

Klimat z wyspy przeniosła nawet do ogrodu. Tym razem też pomogła sprawdzona projektantka, Marzena Szklarska ze Świata Zieleni. – Zebrałam mnóstwo zdjęć roślin, ale nie znam się na nich tak dobrze i okazało się, że nie wszystko, co mi się spodobało, urośnie w naszym klimacie – śmieje się Beata. – Ale ogród w bielach, fioletach, błękitach Marzena i tak mi zaprojektowała.

Tekst: Beata Woźniak
Zdjęcia: Michał Mutor
Stylizacja: Dorota Karpińska

Projektanci: Maciejka Peszyńska-Drews i Robert Kowański: qubatura.com.pl