On gdańszczanin, ona z Gdyni. Gdzie mogli zamieszkać, żeby jedno nie uraziło drugiego? W Sopocie. W domu z widokami jak z najlepszych marynistycznych obrazów.

Sceneria jak z bajki. Na plażę mają jakieś dwie minuty spacerem. Latem od razu wychodzą w klapkach. Zimą z okien oglądają szalejące na Bałtyku sztormy. Dookoła stary piękny park i sąsiedztwo Grand Hotelu, dzięki któremu można poczuć się jak na nieustających wakacjach. – Szukając mieszkania, wiedziałam tylko, że ma być stare, z duszą i tym niepowtarzalnym czymś. Nie przypuszczałam, że zamieszkamy w lofcie nad brzegiem morza – wspomina Magda. Zanim agentka pokazała jej zniszczony budynek z 1890 roku, zdążyła obejrzeć już cztery domy. Jednak dopiero ten zwrócił jej uwagę, choć na pierwszy rzut oka wcale atrakcyjny nie był. Miał tak cienkie ściany, że nikt nie przetrzymałby w nim zimy. Kiedyś musiał być letniskiem. Okazał się jednak nieoszlifowanym diamentem. – W sopockich mieszkaniach są zazwyczaj wąskie pokoje i korytarze. A to miało plan kwadratu i stryszek, który mój mąż, z zawodu architekt, zaproponował wyburzyć – opowiada Magda. I to był strzał w dziesiątkę. – W dachu wstawiliśmy ogromne okna połaciowe i w ten sposób mocno doświetliliśmy mieszkanie – dodaje. Okna są tutaj najważniejsze. Zapewniają widoki, jakie inni mogą tylko oglądać w kinie – nastroje Bałtyku raz łagodnego, raz zagniewanego.

Zmienili podłogi i ocieplili ściany. Na jednej ułożyli cegłę. – Oryginalna się nie nadawała, więc kupiliśmy taką z rozbiórki starego domu w Gdańsku. Trzeba było poprzecinać ją na pół, by pod ciężarem nie runęły stropy. Murarze mocowali potem cegły na metalowe kotwy – tłumaczy Magda. Urządzaniem zajęła się sama. – Część mebli gromadziłam już wtedy, gdy o posiadaniu domu dopiero marzyłam. Wyszukałam na Allegro kilka rodzynków w stylu art déco, fotele z lat 50. i 60. czy stolik-jamnik, bardzo rzadki wzór – wspomina. Odwiedzając targi staroci, zaprzyjaźniła się z pewnym antykwariuszem. W jego magazynie znalazła piękny stół ze zniszczonym blatem, z którego ktoś zrobił sobie deskę do prasowania. Przeczekał kilka lat w piwnicy, a że pomysłowości Magdzie nigdy nie brakowało, w nowym domu posłużył za wyspę do gotowania. W jednej z nóg wywiercili dziurę i przeciągnęli siłę z prądem, a w miejscu blatu zamontowali płytę grzewczą. Zamiast klasycznego wyciągu znaleźli taki ukryty w lampie.

Magda i Marcin lubią wnętrza minimalistyczne, ale i eklektyczne, bo się nie starzeją i pozwalają na dostawianie różnych mebli i drobiazgów. W domu najpiękniejszą dekoracją są wielkie okna. – Zastępują nam obrazy. O każdej porze roku mamy inny widok i nastrój w mieszkaniu – cieszy się właścicielka. – Latem zagląda soczysta zieleń drzew, jesienią wszystko jest w czerwonożółtych kolorach. Zimą wpada chłodne światło. W ten sposób każdej pory roku doświadczamy w bardzo zmysłowy sposób – opowiada.

Pomysł, by z mieszkania zrobić loft, okazał się trafiony, bo cała rodzina uwielbia się spotykać na tej otwartej przestrzeni. Dzieci zabierają ze sobą zabawki, ktoś ćwiczy na rowerku, ktoś inny czyta na szezlongu. – Najpiękniejsze jest jednak to, że w każdej chwili można wybiec w klapkach na plażę. Po latach widzę, że warto było zawrzeć ten sopocki kompromis.

Tekst: Sylwia Urbańska
Stylizacja: Małgorzata Sałyga
Fotografie: Mariusz Purta­­­­­
Za pomoc w sesji dziękujemy sklepom Almi Decor i Boconcept

reklama