Jesteśmy na północy Hiszpanii. Kiedy powieje suradas – taki lokalny halny – nawet zimą temperatura może skoczyć nagle do 20 stopni. Ale nie tylko z nieprzewidywalnej pogody słynie Kantabria. Jest tu jaskinia Altamira, w której można podziwiać malowidła i odcisk dłoni człowieka z paleolitu (!), pyszny cydr, Żeglarski Karnawał, podczas którego mieszkańcy przebierają się za ryby, kwiatowa bitwa (to w sierpniu, w miasteczku Laredo), w końcu wyśmienite owoce morza – mątwy, mięczaki, błękitne kraby.

Dom z odzysku

Nic dziwnego, że to miejsce może kusić. Moich znajomych skusiło dwa lata temu. Kupili działkę zaledwie dwa kilometry od Zatoki Biskajskiej i zbudowali dom podobny do tych z okolicy – z dwuspadowym dachem, tarasem i balkonami. Znajomi postanowili, że chociaż nowy, musi wyglądać tak, jakby stał tu od dawna. Wszystko, co się dało, zdobyli z odzysku – gont na dach, schody z sędziwego kasztanowca, dębowe belki pod sufit, nawet barierki na balkony (znaleźli je u sąsiadów w antykwariacie). Kamień, z którego powstał budynek, kupili w miejscowym kamieniołomie. A projekt powierzyli oczywiście specjalistom z okolicy – studiu architektonicznemu Sobrellano.

Biel, beże i mocne dodatki

Ponieważ pogoda płata tu figle i nie zawsze jest tak dużo słońca jak w pozostałych częściach Hiszpanii, w domu musiało być jasno – dzięki przestronnym pokojom (na dole rzadko dzielą je ściany, jedno pomieszczenie płynnie przechodzi w drugie), kolorom (tylko biele i beże, mocniejsze barwy jedynie w dodatkach) i ogromnym oknom. W końcu jeśli ma się widoki jak z pocztówek, grzechem byłoby je zasłaniać.

Antyki w nowym domu

Od kiedy pamiętam, moi znajomi nieumiarkowanie gromadzili stare meble i bibeloty. Z każdych wakacji, wycieczek, weekendów wracali załadowanym samochodem. A to znaleźli starą chińską lampę, a to malowaną skrzynię, gdzieś znowu lustro czy jakiś dywan. Jakby tego było mało, gdy dłużej nie zanosiło się na wyjazd, zaczynali szperać po internecie i zawsze wpadała im w oko jakaś aukcja. Tak stali się na przykład właścicielami stuletniego pianina.Nie przeszkadzało im nawet to, że nie ma kto na nim grać. Ostatecznie bakcyla złapała młodsza córka i tak bardzo jej się to spodobało, że nawet namówiła rodziców na szkołę muzyczną.

W końcu miarka się przebrała. Rzeczy nazbierało się tyle, że musieli wynająć magazyn, żeby je jakoś pomieścić. Kręciłam z niedowierzaniem głową, po co im to wszystko, a oni tylko rozkładali ręce i tłumaczyli, że nie potrafią przejść obojętnie obok „pięknych staruszków”. Czują, że kiedyś im się do czegoś przydadzą. I mieli rację. Do domu w Kantabrii właściwie nic już kupować nie musieli.

Tłumaczenie: Katarzyna Sadłowska
Współpraca i tekst: Alicja Trusiewicz
Zdjęcia: Montse Garriga Grau/Photofoyer
Projektant: Joaquin Diaz

reklama