Te wnętrza urządziły pamiątki i kolekcje.

Żeby je pomieścić, budynek z lat 60. na warszawskich Młocinach trzeba było przebudować. A i tak płótna, porcelana, meble, książki kłóciły się o miejsce.

Sprawa nie była prosta: – Najpierw zabrakło ścian na obrazy, więc bibliotekę zrobiliśmy niższą, nie do sufitu. Z tym że wtedy nie zmieściły się wszystkie książki – wspomina Joanna Jurga, projektantka, która pomogła się urządzić Paulinie i Piotrowi. Ale od początku...

Malarstwo. – Pierwszy obraz kupiliśmy podczas wakacji nad morzem. Na targu staroci znaleźliśmy portret kobiety z przełomu XIX i XX wieku. Na odwrocie była fotografia pruskiego generała – opowiada Piotr. – Wydaliśmy wszystkie oszczędności i do końca urlopu mieszkaliśmy na jakimś lichym strychu. Dziś te wakacje wspominamy z sentymentem. Piotr najbardziej ceni sztukę polską z przełomu wieków, marzy mu się Jacek Malczewski, ale póki co podziwia go tylko w muzeach.

Porcelana. – Kobiety w mojej rodzinie szczególną słabość miały do porcelany – mówi Paulina. – To był codzienny rytuał: picie herbaty z delikatnej bone china. Wciąż mam przed oczami ciotki, które zapamiętale dyskutowały o swoich serwisach. Pochodziły z Kresów, siadały wokół karciaka Boulle’a i namiętnie grały w brydża. Karciak przywędrował ze mną do nowego domu, dzisiaj też spędzamy przy nim wieczory. A co do kolekcji, mam kilka XVIII-wiecznych angielskich filiżanek i talerzyków.

Książki. – Wszystko zaczęło się od przedwojennych narzędzi chirurgicznych, które odziedziczyłam po tacie chirurgu – wspomina Paulina (też jest lekarzem, podobnie jak Piotr). – W spadku trafiło nam się również kilka medycznych książek. Od tego czasu mamy bzika na punkcie takich białych kruków – śmieje się. – Najbardziej przywiązany jestem do warszawskiej książki telefonicznej z 1939 roku. Znalazłem w niej adresy znanych osób przedwojennej Polski. Naszą sąsiadką była na przykład generałowa Łempicka – opowiada Piotr.

Meble. Mnóstwo antyków odziedziczyli po rodzicach: serwantkę, stalową szafkę z przepastnymi szufladami, dębowy stół, przy którym Paulina odrabiała lekcje. Resztę kupili na Allegro, Kole i francuskich albo włoskich brokantach. W każdym miasteczku, w którym spędzają wakacje, wycieczka na targ jest obowiązkowa. Nie protestuje nawet ich syn Jasio. Raz Paulina kupiła stary... gzyms. Pomyślała, że będzie idealny do przyszłego kominka. Tylko że czekała na niego jeszcze rok. – Właściwie kominek powstał pod ten gzyms – mówi Joanna Jurga. – Został zrobiony z piaskowca na wzór XVIII-wiecznych kominków z francuskich pałaców.

Inne osobliwości. – Sporo tego: zbiór lasek; świeczniki, które zapalamy tylko przy ważnych okazjach; kafle – pasja zrodziła się w Lizbonie, wyłożyliśmy nimi naszą piwnicę-winiarnię – opowiada Piotr. I dodaje: – Bo uwielbiamy wina, zwłaszcza toskańskie, mamy takie jedno zaprzyjaźnione miejsce, winnicę Felsina, gdzie zawsze zaopatrujemy się w kilkanaście butelek.

Tłem dla kolekcji miały być wnętrza w stylu francuskim: przytulne (stąd ciepłe kolory na ścianach przywołujące wspomnienie pól lawendy), ale przestronne, nieprzeładowane tkaninami (Paulina zastrzegła: żadnych zasłon i dywanów); z bielonym parkietem i wpuszczającymi dużo światła wielkimi czteroskrzydłowymi drzwiami. Tak, żeby liczne przedmioty nie narzucały się, ale i nie ginęły w tłumie. No i udało się. Na wszystkie pamiątki wystarczyło miejsca, a ścisku nie widać.

Tekst: Monika Utnik-Strugała
Fotografie: Monika Lewandowska/ Phototapeta
Stylizacja: Joanna Jurga

reklama