Jak to często w życiu bywa, o wielu sprawach decyduje przypadek. Dla Ewy przypadkiem była podróż do Bretanii. Tak bardzo polubiła tamtejszą architekturę, że postanowiła przenieść ją do... Puszczy Kampinoskiej.

Dachy z szarego łupka, elewacje z piaskowca, same naturalne materiały – wspomina Ewa bretońskie gospodarstwa. – Po powrocie z wakacji mieliśmy zacząć budowę wymarzonego domu, szukaliśmy inspiracji. A tu pomysł spadł nam z nieba, na wyjeździe. Choć mieliśmy pewne wątpliwości – opowiada. Zastanawiała się, czy taki styl będzie pasował do polskiego krajobrazu. Chyba lepiej wyglądałby klasyczny dworek niż dom żywcem przeniesiony z francuskiego wybrzeża. Jednak zaryzykowała. – Przecież to, co naturalne, jest zawsze i wszędzie na czasie – tłumaczyła swój wybór.

Budowa szła świetnie. – Znajomi nie wierzyli, że wszystko zrobiła jedna ekipa, że obyło się bez wpadek i opóźnień. Pytali: „Skąd wytrzasnęliście takich fachowców?”. Do dziś się dziwią, gdy wspominam ten czas z sentymentem. Bo na ogół budowa śni się ludziom po nocach – żartuje.

Co więcej, okazało się, że dom dobrze pasuje do sosnowego lasu. Ewa, zachęcona pierwszym sukcesem, stwierdziła, że nie ma to jak podróże, i po kolejne inspiracje ponownie udała się do Francji. Tym razem celem był Paryż. A właściwie słynne targi wnętrzarskie Maison & Objet. Do wyjazdu zachęciła ją Jola Barazzoli, właścicielka sklepu Plac Vendôme w Warszawie. Pierwszy raz spotkały się, gdy Ewa urządzała apartament na Mazurach. Wtedy postawiła na styl prowansalski. Ponieważ się sprawdził, zdecydowała, że powtórzy go w następnym domu. – Co to były za zakupy! Wszystkiego można było dotknąć, wypróbować. To co innego niż zamawianie z katalogu – wspomina.

Dobra passa skończyła się przy wykańczaniu domu. Plan był prosty: kolory piasku i oliwkowe szarości. Ale to, co wydaje się łatwe w teorii, rzadko takim pozostaje w praktyce. – Długo głowiliśmy się, jak połączyć różne faktury i materiały. Zadanie było tym trudniejsze, że ściany musiały współgrać z trzema ogromnymi kominkami – opowiada Ewa.

W końcu zdecydowali się na polskie trawertyny i wapień, a na podłogę wybrali solidny, zaolejowany dąb. Po kuchnię już nigdzie nie wyjeżdżali. Zrobił ją zaprzyjaźniony stolarz. Jest w stylu francuskim, z drewnianymi blatami i dużym ceramicznym zlewem. Ostatnio ktoś wpadł na pomysł, żeby w kuchennym kominie zbudować ruszt i korzystać z niego jak z grilla. Czemu nie?

W Puszczy Kampinoskiej mieszkają dopiero trzy lata, ale ich życie bardzo się zmieniło. – Mamy więcej energii, spokojniej śpimy – zamyśla się Ewa. Swego czasu zastanawiali się, czy nie zaprojektować eleganckiego ogrodu, ale kiedy zobaczyli przy ogrodzeniu sarny, doszli do wniosku, że zostawią naturalny las. Jakoś ta leśna zwierzyna do wypieszczonych rabatek i iglaków nie pasuje.


Tekst: Sylwia Urbańska
Stylizacja: Dorota Karpińska
Fotografie: Rafał Lipski

reklama