Architekt Andrzej Zaborowski, zanim przystąpił do dzieła, zapytał, co jest najważniejsze dla jego nowych klientów. Usłyszał, że stół i gotowanie.

Pierwsza w projekcie przyszłego domu pojawiła się kuchenna wyspa, potem szafki na naczynia, przyprawy i inne rzeczy, w pobliżu powstała spiżarnia i... segregator śmieci. Tak rodził się dom świetnych kucharzy i koneserów smaków, a także podróżników i zbieraczy staroci – Agnieszki Kręglickiej i jej męża, Piotra.

Willa jest rozległa i jednocześnie przytulna. Jasna i ciepła o każdej porze roku, o co zadbał gospodarz domu, pan Piotr, wymyślając kilka systemów grzewczych, tak na wszelki wypadek. Jest ogród zimowy, który szczególnie cieszy, gdy na zewnątrz biało, i wielka weranda z widokiem na leśną gęstwinę. Przeważa atmosfera letniska sprzyjająca zarówno marzeniom, jak i wszelkiej lubiącej dom aktywności.

Jest, oczywiście, jadalnia, do której sami zaprojektowali stół, salon z kominkiem i duży hol. Prowadzi on do mieszkania babci i na piętro, do niebieskiej sypialni inspirowanej filmem Bertolucciego „Pod osłoną nieba”, a także przestronnej rodzinnej łazienki, w której lubią z dziećmi zaczynać dzień.

Miejsca pod nowy dom Agnieszka z Piotrem szukali wzdłuż linii kolejki podmiejskiej do Otwocka, głównie z powodu przyjaciół, którzy pouciekali w ten rejon z Warszawy. Jego tradycyjną architekturę widać w projekcie domu. Podobnie byłoby, gdyby osiedlili się w innej stronie Polski, i to nie z powodu poczucia misji, ale z potrzeby życia w harmonii z otaczającym światem.

Do rosnących na kupionej działce sosen, mchów, liściastych drzewek i samosiejek idealnie pasował dom w stylu drewnianych pensjonatów, których kilka, pamiętających początek XX wieku, zachowało się w okolicy. Ich willa, choć nowa, tak dalece nawiązuje do tego rodzaju architektury, że zwiedzający okolicę ulegają złudzeniu obcowania z oryginalnym „świdermeierem”.

W okolicach Otwocka na przełomie wieków powstało dwadzieścia parę budynków autorstwa Michała Elwiro Andriollego, znanego ilustratora, który ożywił rysunkami między innymi „Pana Tadeusza”. Podobne domy spotkać można w górach Szwajcarii, ale też na Dalekim Wschodzie, co wcale nie jest dziwne, bo w czasach Andriollego pod Warszawą osiedlali się carscy oficerowie z najdalszych rubieży Rosji. Te projektowane przez artystę miały formę letniskowych pensjonatów – dużo werand, charakterystyczne szalowanie i wycinane ręczną piłą wzory z motywami przeważnie roślinnymi.

Kiedy Konstanty Ildefons Gałczyński zobaczył po raz pierwszy owe drewniane „letniaki” w podotwockiej miejscowości Świder, styl, w którym były wybudowane, nazwał z dobrotliwą i poetycką jednocześnie złośliwością „świdermaierem”. Więcej o stylu, a także o samym Andriollim dowiedzieć się można z książki „Józefów nad Świdrem”, którą ilustrowała Lidka Głażewska, przyjaciółka domu.

Nasi gospodarze zjeździli pół świata i wszędzie podziwiali pięknie zachowaną regionalną zabudowę. Boleją nad tym, że zanika ona nie tylko w okolicach Otwocka, ale i w całym kraju. – Coraz mniej jest starych domów, które opłacałoby się remontować, nowe zaś nie nawiązują do tradycji – mówi gospodyni. – Zobaczmy, jak piękne są domki w Alpach Szwajcarskich lub wiejskie w Manoir we Francji. U nas jedynie górale są dumni z własnego dziedzictwa. A przecież to trzymanie się korzeni daje nam poczucie harmonii i pełni życia.

O tym, jak dla Agnieszki i Piotra ważna jest tradycja, świadczy nie tylko ich dom, lecz także ich zaangażowanie w prace polskiego oddziału „Slow Food”. Zasady funkcjonowania tej organizacji wymyślił włoski dziennikarz Carlo Petrini w odpowiedzi na pomysł budowy restauracji Mc Donalds’a przy Hiszpańskich Schodach w Rzymie. „Slow Food” ze ślimakiem w logo ma bronić rodzimego stylu życia i lokalnych producentów żywności.

Polski oddział roztoczył parasol ochronny m.in. nad zdrowymi sokami państwa Płonków, nad olejarnią w Wielkopolsce produkującą wyciskane na zimno wspa­niałe oleje z lnu i pestek dyni, nad wędlinami z Liszek pod Krakowem autorstwa Staszka Mądrego, m.in. słynną kiełbasą lisiecką robioną z polędwiczek wieprzowych. I nad oscypkiem, ale tym prawdziwym – sezonowym, wyrabianym od kwietnia do października, który kolorem i konsystencją przypomina najlepszy włoski parmezan.

Jak na smakoszy przystało, przywożą z podróży do swojej kuchni oryginalne recepty, zioła, wina i egzotyczne przyprawy. Potem zapraszają przyjaciół na degustację – taki rodzaj autorskiego seminarium o kraju, który właśnie odwiedzili. Najwspanialsze przepisy pochodzą z ceniących własną tradycję i zwyczaje szczęśliwych zakątków świata. Właściciele zgodnie twierdzą, że smakując potrawy, można się wiele dowiedzieć o innych regionach, poznać ich mieszkańców, a nawet wyobrazić sobie domy, w których żyją, wychowują dzieci i goszczą przyjaciół.


Tekst i stylizacja: Grażyna Bieganik
Fotografie: Andrzej Pisarski

reklama