Tu dogląda swoich orchidei i rozmawia z papugami Pierre Bergé, partner Yves’a Saint Laurenta, z którym stworzył też jedną z największych marek świata mody.

reklama

Z moim ogrodem wiąże mnie prawdziwa symbioza. To prywatne królestwo, do którego praca nie ma wstępu – mówi Pierre Bergé, mąż zmarłego w 2008 roku Yves’a Saint Laurenta i jego partner biznesowy.

Ogród przed domem, ale między pałacami

Ta luksusowa oaza zieleni położona jest między dwoma pałacami w paryskiej dzielnicy Saint-Germain-des-Prés, ale uliczny gwar tutaj nie dociera. To specjalnie w tym celu stworzono efekt kokonu – ogrodu mocno związanego z domem i zarazem odciętego od świata zewnętrznego. Rodzaj intymnego salonu na świeżym powietrzu, który pozwoli oderwać się od codzienności i stresów.

– Kiedy kupiłem ten dom w latach 90., dziedziniec był w fatalnym stanie – wspomina Pierre. – Bez chwili wahania kazałem go wyburzyć i oddałem wszystko w ręce moich zaprzyjaźnionych architektów krajobrazu, Louisa Benecha i Pascala Cribiera. Dałem im wolną rękę z jednym tylko zastrzeżeniem – żeby nie było tu trawnika. W tym miejscu miasta wyglądałoby to śmiesznie.

Typowy dla XVIII-wiecznych rezydencji prostokątny dziedziniec przeprojektowano tak, by bardziej zharmonizować go z apartamentem, do którego wnika przez wielkie okna jadalni. Od sąsiedztwa całość oddzielają dwa wysokie bambusowe ogrodzenia i ściana zieleni. Jednak drzewa i krzewy w tle mają drobne liście (tak jak jego ukochana glediczja trójcierniowa) i nie zasłaniają całkiem nieba. Całość dawnego dziedzińca podzielono na trzy części. Pierwsza to biegnący wzdłuż całej elewacji taras z markizą na filigranowej żelaznej konstrukcji. Druga to ogród właściwy z kępami efektownych traw i krzewów. W trzeciej jest umeblowany kącik wypoczynkowy i, ukryta w zieleni, oranżeria z orchideami.

Magia światła i roślin

Biorąc pod uwagę niedostatek słońca, projektanci postawili na paletę zieleni i rozmaitość liści podpatrzoną w jednym z parków w Kioto. – Kiedy poranne słońce przebija się przez roślinność do sypialni, razem z moimi papugami – Renaud i Armide – przeżywam chwilę czystej magii – mówi z uśmiechem Pierre. – Naturalnie rosnące krzewy takie jak mahonia, aralia czy klony japońskie są zestawione z przyciętymi w kule i stożki bukszpanami czy parasolowatymi gruszami wierzbolistnymi, które właściciel, miłośnik botaniki, sam wybierał.

Moje ogrody są ze mną zawsze. Miałem je wszędzie, od Normandii po Maroko. I zawsze projektowane były w harmonii z siedliskiem, bez oglądania się na trendy w ogrodnictwie. Na werandzie trzymam dużo roślin doniczkowych, które zmieniam w zależności od sezonu. W pierwszym rzędzie mam odmianę ciemierników, którą wyhodowała ogrodniczka Martine Lemonnier i nazwała mym imieniem. W moim ulubionym kolorze – aksamitnopurpurowym. Tak intensywnym jak każda wielka miłość.

Zobacz też: Pomysł na ogród w lesie, gdzie rosną hortensje, wisterie i rododendrony  

Tekst: Beata Majchrowska
Zdjęcia: Matteo Carassale/Photofoyer
Współpraca: Alicja Trusiewiecz