Ten ogród pączkował. Najpierw były drzewa, potem doszły ozdobne krzewy, bujne rabaty i altanki. Dopiero na końcu właściciele przypomnieli sobie, że zawsze marzyli o strumyku.

Kiedyś w tym miejscu był zdziczały owocowy sad i łąka z trawami po pas. Aż działka wpadła w ręce małżeństwa bawarskich aptekarzy. Do zakładania ogrodu wzięli się nie tylko z precyzją godną ich zawodu, ale też fantazją. Wymyślili, że stworzą zielone „pokoje”, które połączą krętymi ścieżkami. Z biegiem lat roślinność zrobiła się tak wybujała, że dróżek prawie nie widać, podobnie jak granic posesji, oddzielonej od miasteczka zieloną kurtyną drzew i krzewów. Właściciele posadzili róże i zioła. Wzdłuż ścieżek wyrosły kępy lawendy, dzwonków i ostróżki. Goździki kartuzki i irysy tworzą malownicze plamy koloru.

Krzewy, kwiaty, a gdzie woda

Piętrząca się zieleń potrzebowała oddechu i wtedy nadarzyła się okazja, żeby kupić kawałek sąsiedniej działki. A oni od dawna marzyli, żeby mieć… wodę w ogrodzie. Z pomocą przyszła architektka krajobrazu Gertraud Szugat. Wymyśliła oś widokową – płytki strumyk łączący różne mniejsze zbiorniki – dwa prostokątne stawiki i kolistą fontannę. Na końcu osi stanęła ławeczka do podziwiania ogrodowych widoków. Wcale nie byle jaka. Wybrano drewnianą stylową Sissinghurst – mebel swą nazwę wziął od słynnej angielskiej rezydencji w hrabstwie Kent.

Aranżacja strumyka

Strumyk puszczono w prostym betonowym korycie, wygląda więc niczym kanał. Po szerokich chodnikach na jego brzegu można sobie spacerować i podziwiać rabaty, które eks-aptekarze komponują z malarskim zacięciem. Żółte akcenty to bujnie tutaj kwitnące lilie, fioletowe plamki to kosaciec syberyjski, białe kropki to penstemony.

>> Zobacz też: Angielski ogród ze stawem << 

Niektórym malownicza oś tego ogrodu, podkreślona przez równiutkie ściany bukszpanów oraz rośliny przystrzyżone w geometryczne figury, może kojarzyć się z pomniejszonym parę razy ogrodem wersalskim. Ale są także mocne elementy angielskie – obowiązkowy u wyspiarzy trawnik, na końcu którego stanęła oranżeria w stylu wiktoriańskim.

Ogród ma już kilkanaście lat, miejscami przypomina małą dżunglę. Zakątków, gdzie można usiąść z książką i posłuchać ptaków, jest tu bez liku. Nic, tylko wybierać, czy w tle ma szumieć woda, czy raczej pachnieć lawenda.

Cała sesja do zobaczenia w archiwalnym wydaniu Werandy.

Tekst: Beata Majchrowska

Zdjęcia: Christa Brand/Gertraud Szugat/GAP Photos