Willa Miodula stoi wśród smreków, z cudnym widokiem na Giewont. Leczy z melancholii jak pewna nalewka. Marta i Andrzej nie wyobrażają sobie bez niej świąt, ferii, zimy.

Klimek to podhalańskie imię, więc Andrzej Klimek świetnie tu pasuje. Ale tak naprawdę jego rodzina nie pochodzi z gór. Choć podhalańczycy z trudnością akceptują przyjezdnych, jeśli ktoś szczerze pokocha Tatry, w końcu traktują go jak swojego. W gorącej wodzie kąpany Andrzej swoją energią mógłby obdzielić pułk wojska. Studiował we Wrocławiu, potem pracował w Berlinie, wreszcie zamieszkał pod Warszawą i otworzył firmę Klimek i Kluś, produkującą luksusowe drzwi oraz garderoby, i założył portal promujący dobre wzornictwo – DomDesign. A teraz razem z żoną Martą wymyślili Miodulę – luksusowy dom w Kościelisku.

Przez lata jeździliśmy na narty do Austrii, gdzie urokliwych pensjonatów w regionalnym stylu jest multum. Ale kiedy chcieliśmy wyskoczyć w Tatry, do wyboru były tylko małe pokoiki u gaździny albo nijakie w dużych hotelach – wspomina Andrzej. Postanowili to zmienić. Chcieli budzić się i zasypiać w przytulnym góralskim wnętrzu, zjeść kolację przy kominku, poopalać na tarasie pachnącym drewnem, wykąpać w łazience z widokiem na Tatry.

Kupili cudną działkę w Kościelisku – na wzgórzu porośniętym smrekami, z majaczącym w oddali Giewontem – i wybudowali duży gościniec ze świerkowych bali w idealnie podhalańskim stylu. Duży, aby móc podzielić się nim z innymi. Gościom wynajmują pokoje i serwują pyszne śniadania. Dom zaprojektowała Marta, a wybudowała ekipa góralskich cieśli z Dzianisza, którą kierował Władysław Kukulak świetnie znający się na rzeczy. Gospodarze zadbali o każdy drobiazg. Podhalańskie zdobienia – wzory i wzorki wycinane w drewnie wymyśliła i perfekcyjnie rozrysowała gospodyni. – Przesiadywałam w Muzeum Tatrzańskim całe dnie. Chciałam się napatrzeć na regionalne wzory, ale jednocześnie chodziło mi o to, żeby motywy nie były zbyt ozdobne – opowiada. Marta tłumaczyła to cieślom, porównując dom do ciasta. – Jeśli mamy kruchy placek ze śliwką, to do ozdobienia go wystarczy cukier puder, niepotrzebna już bita śmietana ani posypka z czekolady jak na torcie – wspomina.

Tak naprawdę Miodula nie jest pensjonatem, tylko boutikowym hotelikiem. W środku trzy kominki. Wszystkie wypieszczone aż do granic. Ten w holu to oczko w głowie pana domu. Ekologiczny, z płaszczem wodnym, spala drewno w trzech etapach i ogrzewa cały dom, a temperaturę w pokojach reguluje komputer. Gotowych mebli do Mioduli nie udało się dobrać, więc są zrobione na zamówienie. Tylko parę starych foteli gospodarze kupili na aukcjach, a potem odnowili. Na okrasę posłużyły oryginalne góralskie ciuchy. Jest parę kwiecistych chust, kamizelka z kożuszka i portki z parzenicami. Przyniósł je znajomy stolarz, podobno mają aż „sześćdziesiąt roków”, a takich parzenic dzisiaj się nie robi, są niezwykle kunsztownie wyhaftowane i wyglądają imponująco.

Najpierw dom chcieli nazwać Klimkówką, ale okazało się, że na Podhalu jest już jedna, więc trzeba było wymyślić coś innego. – Zastanawialiśmy się bardzo długo, ale wszystkie nazwy, które przyszły nam do głowy, wydawały się słabe – mówi Marta. Wtedy Andrzej wpadł na genialny pomysł: na zakopiańskim forum internetowym rozpisali konkurs na nazwę dla swojego domu. – Przyszło chyba ze trzysta pięćdziesiąt odpowiedzi. Wybraliśmy piętnaście nazw i to na nie głosowali potem internauci. Na szczęście wygrała „Miodula”, która od początku była i naszą faworytką. Pani, która nazwę wymyśliła, w nagrodę przyjechała do nas na weekend.

Potem okazało się, że miodula to także nalewka na miodzie, ale bardzo specjalna – zwyczajna wódka z miodem to miodówka, a miodula ma zastrzeżoną recepturę i nalewana jest do flaszek sygnowanych numerem kadzi. Rozgrzewa i leczy z melancholii, więc chętnie częstujemy nią naszych gości.

Tekst i stylizacja: Kasia Mitkiewicz
Fotografie: Rafał Lipski
Kontakt: www.villamiodula.pl

reklama