Wagi kiedyś i dziś

Kolekcje

Kiedyś ważono nawet grzechy i czarownice. Dziś sprawdzamy raczej, ile przybyło nam po świętach.

Gadżet, bez którego nie może się obejść Bridget Jones. Kocha go i nienawidzi. Staje na nim po kilka razy dziennie, a potem popada w rozpacz, bo znów za dużo zjadła czy wypiła. Waga – mała, brzydka, elektroniczna, można ją jednym ruchem nogi wsunąć pod szafkę w łazience. Istny domowy kapo.

Do tego nam dziś służy – do kontroli. Ma ją chyba każdy, a niektórzy zatrudniają jeszcze do kompletu sowicie opłacanych strażników wagi, którzy musztrują i zabraniają objadania się smakołykami. Krótko mówiąc, tym większa radość, im mniej języczek wychyli się na skali.

Niedobrze być lekkim

Dawniej było na odwrót. Chociaż rozmaite przedmioty potrafili zważyć już mieszkańcy Mezopotamii sześć tysięcy lat temu, wagi były urządzeniami nie tyle boleśnie przyziemnymi i dokładnymi, co symbolicznymi. Każda duszyczka prędzej czy później musiała stanąć na szali. I, paradoksalnie, im była cięższa, tym lepiej dla niej.

W Egipcie ważeniem zajmował się sam Ozyrys, sędzia zmarłych i władca świata pozagrobowego. Towarzyszyli mu bogini sprawiedliwości Maat i bóg obrachunku Thot. Na jednej szali kładli strusie pióro, na drugiej serce nieboszczyka. „Oby nie znaleziono go zbyt lekkim na Wadze” – ostrzegał egipski papirus z 4000 r. p.n.e.

W innych religiach podobnie. Lekkość to marność. Mane, tekel, fares – policzono, zważono, rozproszono. Na uczcie Baltazara Daniel mówi, zapowiadając upadek Babilonu: „Tekel – zważony jesteś na wadze i znaleziony zbyt lekkim”. U muzułmanów ważeniem dusz na Sądzie Ostatecznym zajmuje się archanioł Gabriel: zbyt lekkie płonąć będą w Gehennie, czyli piekle.

Scena ważenia powraca wiele wieków później w ikonografii chrześcijańskiej. Na „Sądzie Ostatecznym” Hansa Memlinga archanioł Michał trzyma wagę – na jej szalach spoczywają dusze zmarłych. Michał, szef anielskiej armii, uznawany jest dziś za patrona metrologów – badaczy zajmujących się historią i technologią wszelkich pomiarów.

Na wzór człowieka

Waga, za pomocą której osądzono grzesznika, to przykład najprostszej i najstarszej konstrukcji – przypomina ludzką sylwetkę. Jest wysoka jak człowiek i ma równej długości ramiona zawieszone na belce z drewna albo kamienia. Po pewnym czasie na końcach sznurków pojawiły się drewniane, gliniane lub metalowe szalki. Aby pomiar był dokładniejszy, w belce zaczęto wiercić otworki na sznurek, żeby nie przesuwał się i nie fałszował wyników.

Taką wagę trzyma „Kobieta ważąca perły” z obrazu Jana Vermeera (około 1662 roku). Gdy dociekliwi krytycy wzięli płótno pod mikroskop, stwierdzili, że szalki są puste. Dlaczego dziewczyna waży powietrze? Niektórzy widzą trop w wiszącym za jej plecami obrazie przedstawiającym Sąd Ostateczny. Co ciekawe, z identyczną wagą przedstawiana jest grecka bogini sprawiedliwości Temida.

Ze słoniem, bykiem i lwem

No dobrze – na jednej szalce towar, dusza lub złe uczynki, a co na drugiej? W przypadku duszy może i wystarczy piórko, ale jak zważyć jedzenie albo złoto? Pierwszymi wzorcami masy były ziarna jęczmienia, prosa i pszenicy. Stąd też wywodzi się babilońska jednostka masy „sze” i grecki „keration”, który oznaczał po prostu nasiona chleba świętojańskiego. Były bardzo twarde i idealnie nadawały się na odważniki. Do dziś słowo to przetrwało jako karat.

Z czasem ciężarki przybrały kształt kul – z kamienia, brązu, żelaza czy hematytu. Często były bardzo zdobne – w Grecji odciskano na nich wizerunki żółwi czy delfinów. Miały nie tyle ładnie wyglądać, co być praktyczne, bo rodzaj obrazka wskazywał masę odważnika. Zwierzęce kształty były popularne w wielu miejscach: w Babilonii używano ciężarków – lwów, u afrykańskiego plemienia Aszanti słoni, a w Egipcie głów byków. Poprawna waga ciężarków była tak ważna, że w Grecji ich wzorce przechowywano na Akropolu, zaopatrzone w specjalne dedykacje dla bogów. Waga równoramienna miała jednak wady: trudno było kłaść towar na szalki, a na dodatek należało poczekać, aż urządzenie się „uspokoi”.

Około III wieku p.n.e. pojawił się w basenie Morza Śródziemnego nowy wynalazek: waga nierównodźwigniowa, nazywana rzymską albo bezmianem. Jedno ramię miała krótsze, drugie dłuższe. Na krótszym zawieszano towar, na drugim podczepiony był ciężarek, który należało przesuwać aż do uzyskania równowagi. Wynik odczytywano ze skali. Wagi kuto z brązu lub żelaza, a odważnik często miał kształt ludzkiej głowy, np. cesarza. Było to wygodne rozwiązanie, bo nie wymagało zestawu odważników. Wciąż jednak nie było to urządzenie dokładne.

Wagę typu rzymskiego możemy zobaczyć na obrazie włoskiego malarza barokowego Annibale Carracciego. Przedstawia rzeźników przy pracy. Kilku mężczyzn rozbiera zwierzęce tusze, a w samym centrum obrazu jeden z nich trzyma bezmian, do którego przyczepiony jest połeć mięsa. Konstrukcja wag przez wiele wieków specjalnie się nie zmieniała. Zwykłą wagę równoramienną znajdziemy i na

XVI-wiecznych obrazach Lucasa Cranacha, i w scence rodzajowej przedstawiającej dwie handlarki, którą namalował na początku XX wieku William Powell Frith.

Wszystko przez kaina

Początek przygody ludzkości z wagami zabawnie podsumowuje żydowski historyk Józef Flawiusz. W „Dawnych dziejach Izraela” przypomina przewinę biblijnego Kaina, która być może większa jest od morderstwa brata. „Wynalazłszy miary i wagi, zmienił ową niewinną i szlachetną prostotę, w jakiej żyli ludzie, póki ich nie znali, w życie pełne oszustwa”.

Sam papież Grzegorz Wielki pouczał swoich poborców: „przede wszystkim chcę, abyś zwracał pilną uwagę na to, by przy ściąganiu opłat nie używano fałszywych wag”. Nakazywał następnie, by sfałszowane urządzenia niszczyć. W 83. surze Koranu czytamy zaś: „Nieszczęście tym, którzy oszukują na wadze i mierze”.

Wagi przede wszystkim przydawały się w handlu. W średniowieczu przyznawano miastom prawo posiadania wag miejskich, na których każdy kupiec musiał oficjalnie zważyć przywieziony towar. W „domach wagi” rezydował wyznaczony wagmistrz, który za swoje usługi pobierał stosowną opłatę. Rzecz istotna, ponieważ nie obowiązywał jednolity system miar – trzeba było więc oznaczyć towar wedle systemu lokalnego. Ujednolicenie pomiarów stało się sprawą wagi państwowej. Już w 1565 roku Sejm w Piotrkowie ogłosił prawo regulujące wagi i miary na terenie Korony. Ważono w funtach, kamieniach i cetnarach. Regulującą miary i wagi konwencję metryczną podpisano dopiero w 1875 roku. W jednym ze swoich pierwszych dekretów w roku 1919 Józef Piłsudski ujednolicił system pomiaru.

Ile waży czarownica

Niewielkie holenderskie miasteczko Oudewater ma jedną jedyną atrakcję turystyczną. Ale za to jaką! To miejska waga z XV stulecia. Oprócz zastosowania handlowego, w XVI wieku używano jej do… ważenia czarownic. Sprawa była poważna, przyjmowano bowiem, że czarownica nie ma duszy, jest zatem lżejsza od „normalnych” ludzi. Właśnie brak duszy miał pozwalać im latać na miotłach. Na mocy dekretu cesarza Karola V Habsburga Oudewater było jedynym miejscem w Europie, gdzie można było oficjalnie zważyć się i otrzymać certyfikat zapewniający, że nie jest się czarownicą. Ważenie ludzi mogło mieć jednak o wiele przyjemniejszy aspekt.

W British Museum znajdziemy obraz przypisywany znanemu hinduskiemu miniaturzyście Manoharowi. Przedstawia on cesarza Jahangira ważącego swojego syna. Na jednej szali dużej równoramiennej wagi siedzi chłopiec, na drugiej leżą purpurowe woreczki. Scena przedstawia zdarzenie z 1607 roku, które opisał sam cesarz w swoich pamiętnikach. Zgodnie ze zwyczajem zapoczątkowanym przez monarchę, dwa razy do roku władca albo któryś z synów zasiadał na wadze. Jego masę odmierzano „złotem, srebrem, innymi metalami, a także jedwabiem, ubraniami i ziarnem”. Zgromadzone dobra były potem rozdawane biednym.

Wynik w dziobie

Handel się rozwijał, problem skonstruowania jak najdokładniejszej wagi stawał się więc coraz bardziej palący. W XVIII wieku pojawiły się urządzenia sprężynowe. Na haku wieszano towar, sprężyna wyciągała się i wskazywała odczyt. Zaletą był niewielki rozmiar i brak odważników. Mechanizm okazał się jednak tak niedokładny, że nie został nigdy zalegalizowany, czyli nie dopuszczono go do użyciu w handlu. System sprężynowy znalazł później zastosowanie w wagach kuchennych i wędkarskich.

W 1669 roku Francuz Gilles Roberval skonstruował wagę prostodźwigniową z szalkami na górze urządzenia. Na jednej szalce kładło się produkt, na drugiej odważnik, a następnie sprawdzano, czy się równoważą. Mechanizm był rewolucyjny, lecz nieprecyzyjny, więc się nie przyjął. Na następny trzeba było czekać 200 lat, ale za to znajdziemy go w sklepach nawet jeszcze dziś. To waga Josepha Berangera. Na tyle dokładna, że wreszcie została zalegalizowana.

W Polsce produkowały ją fabryki W. Hessa, J. Caudra, J. Sperlinga i firma Ideal z Lublina. Charakterystycznym zdobieniem były elementy do wyznaczania równowagi w kształcie głów łabędzi czy kaczek skierowanych do siebie dziobami. Podstawy bywały bardzo dekoracyjne i często nawiązywały do miejsca produkcji wagi. Pochodzące z Warszawy zaopatrywano w syrenki, a wyprodukowane we Lwowie – w lwy. Polskie wagi wprawne oko łatwo rozpozna, bo na ich produkcję nie szczędzono materiałów. Niemieckie były o wiele skromniejsze.

Złota era wag skończyła się po II wojnie światowej. Straciły urok pięknego przedmiotu użytkowego. Teraz wszystko ważymy elektronicznie. Nowoczesne urządzenia są superdokładne, ale… Mechaniczna waga ma coś, czego nie ma elektronika – duszę.

Marek Sandecki, kolekcjoner wag

Przez wieki powstało mnóstwo urządzeń do zadań specjalnych. W Chinach budowano wagi opiumowe do porcjowania narkotyków. Monetarne służyły do sprawdzania, czy pieniądze nie były sfałszowane (najczęściej oszuści obcinali z brzegów kruszec). W laboratoriach używano wag aptekarskich – wysokich na metr i zrobionych z mosiądzu. Na pocztach i w domach – wag pocztowych, które pozwalały wyliczyć, jakie znaczki należy kupić. Były nawet specjalne wagi, dzięki którym określano, czy nabój do syfonu jest pusty, czy pełny.
Moja przygoda z wagami zaczęła się od tego, że otworzyłem warsztat naprawczy. Pokochałem te stare urządzenia, zacząłem je skupować i odnawiać.
Wyspecjalizowałem się w wagach stołowych i napisałem o nich książkę. Pierwszym egzemplarzem w kolekcji była piękna waga Sperlinga, najstarszego producenta wag w Polsce, który wytwarzał swoje produkty aż do czasów powojennych. Lubię ją najbardziej, chociaż mam i rarytas – wagę szalkową z X wieku.
Zebrałem już ponad 700 eksponatów i ciągle przybywa nowych. Kolekcjonowanie wag to niszowa dziedzina, ceny nie są zbyt wygórowane, a internetowe aukcje pomagają znaleźć ciekawe przedmioty. Dzięki doświadczeniu, które zdobyłem przez te wszystkie lata, potrafię naprawić skorodowaną czy zepsutą wagę i przywrócić jej dawny blask.


Tekst: Stanisław Gieżyński
Współpraca: Joanna Halena
Zdjęcia: Muzeum Dawnego Kupiectwa/R. Skowron, Bonhams.com, Camera Press/Bulls Press, East News, Stockfood/Free, Corbis/Fotochannels, Shutterstock.com, 123rf, materiały prasowe firm

reklama